Translate

poniedziałek, 11 marca 2013

Nalewka śliwkowo - figowa. Degustacja



Przed niespełna trzema tygodniami ukończyłem produkcję nalewki figowo - śliwkowej. Aby osiągnąć pełnię smaku musiała poczekać dwa tygodnie. To dość krótki czas, jak na dojrzewanie nalewki, więc niespecjalnie się dłużył. W sobotę wraz z Przyjaciółmi zasiedliśmy do degustacji i z namaszczeniem napełniłem kieliszki.

Przede wszystkim urzekła nas piękna barwa tej nalewki. Widać w tym działanie miodu gryczanego. Kolor jest naprawdę piękny i właśnie w takim momencie docenia się wartość starannego filtrowania.. Ale barwa trunku to przecież dopiero pierwsze wrażenie degustatora. Czas na kolejne.

 Po przystawieniu kieliszka do nosa czuć bardzo wyraźny aromat miodu. Przyznam, że trochę mnie rozczarował. Nie dlatego, żeby był brzydki, wręcz przeciwnie. Jednak w głębi duszy liczyłem na jakąś nową kompozycję zapachową, sądziłem, że owoce wymieszane z miodem i wanilią dadzą coś więcej, niż bardzo przyjemny zapach miodu lekko podbity alkoholem. W praktyce zapach tej nalewki nie różni się od aromatu miodówki. Czyli jest bardzo przyjemny :)
Nawąchaliśmy się, a więc czas się napić. nalewka bardzo przyjemnie "wchodzi". jest gładka i jedwabista, lekko syropowata (cukru w niej sporo), ale praktycznie nie wyczuwa się alkoholu. Nic nie piecze, nic nie drapie, nic nie pali. Super! Choć jest to nieco podstępne, bo z pobieżnych wyliczeń wynika, że w tym napitku znajduje się około 40% alkoholu, a więc jest to moc podobna do wódki czystej.
Tyle pierwsze wrażenie. Nie zdążymy się jednak w pełni zachwycić jedwabistą konsystencją nalewki, gdy nasze kubki smakowe jednoznacznie informują nas o wspaniałym smaku gryczanego miodu rozlewającym się po ustach. Jednak zaraz później - niespodzianka. Zupełnie znienacka pojawia się suszona śliwka. Nieco ostra i drapiąca, łamiąca dotychczasową słodycz. Trochę tak, jakby Macy Gray przerwała występ The Chordettes śpiewających "Mr Sandman". Nie jest to jednak dysonans, ale zaskakujące współgranie opozycyjnych elementów. Dotychczasowy miód nabiera w ten sposób smaku lekko koniakowego, bardziej wytrawnego. Jednak w dalszych sekundach degustowania śliwkowa szorstkość stopniowo się wygładza i znów czujemy niezmąconą słodycz miodu.
Czas wrócić na ziemię i przystąpić do podsumowań. Jest nieźle. A nawet całkiem dobrze. Naleweczka jest naprawdę smaczna, ale czuję pewien niedosyt. Po prostu miałem nadzieję, że śliwki i figi będą bardziej wyczuwalne. Tymczasem miód wyraźnie je zdominował. Być może błędem było zastosowanie (zgodnie z przepisem) miodu gryczanego, który ma wyjątkowo intensywny smak i zapach. To nauka na przyszłość - być może trzeba będzie wypróbować tej nalewki z dodatkiem miodu mniej inwazyjnego - np. lipowego czy akacjowego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz