tag:blogger.com,1999:blog-12840353763480029462024-02-21T15:46:15.279+01:00pracownia nalewekByć może część tego, co chcielibyście wiedzieć o nalewkach, ale boicie się spytaćAnonymoushttp://www.blogger.com/profile/03968348595482071240noreply@blogger.comBlogger118125tag:blogger.com,1999:blog-1284035376348002946.post-88190543677067423722015-08-31T23:59:00.000+02:002015-09-01T10:33:54.190+02:00"Domowe alkohole"<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgNWgNIRAFSVsM0LdX1Gptf6vE6N7ebjI78jU6cXjqDH4Z4RatFnoW-B9EbriIdxPWBcRcljUHkZip9g9baLuLJP4hm587aKMI1_5m6Q_6sJ2jxu70UMs3yBfmRD6RIGrqB_byB700dafU/s1600/20150831_213134%257E2.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgNWgNIRAFSVsM0LdX1Gptf6vE6N7ebjI78jU6cXjqDH4Z4RatFnoW-B9EbriIdxPWBcRcljUHkZip9g9baLuLJP4hm587aKMI1_5m6Q_6sJ2jxu70UMs3yBfmRD6RIGrqB_byB700dafU/s320/20150831_213134%257E2.jpg" width="200" /></a></div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
<i>Alkohole domowe </i>Scotta Mansfielda to książka, którą warto przeczytać choćby pobieżnie. Autor nie ogranicza się w niej wyłącznie do porad i przepisów, ale stara się przedstawić także nieco szerszy kontekst domowego wytwarzania alkoholu. Traktuje tę czynność jako element pejzażu kulturowego i lokalnych tradycji. Dlatego jego książkę można traktować jako opowieść o ludziach i ich obyczajach. Czasem okazuje się, że tkwią one w bardzo odległej przeszłości.</div>
<a name='more'></a><div style="text-align: justify;">
Zasadniczą podstawę książki stanowią porady i przepisy winiarskie. Mansfield w przystępny sposób wyjaśnia, w jaki sposób należy przygotowywać naczynia i sprzęt, tłoczyć moszcz czy pilnować właściwego przebiegu fermentacji. Czasem porady te mogą wydać się nieco banalne (zwłaszcza po lekturze bardzo solidnego podręcznika Jana Cieślaka), ale nie każdy Cieślaka czytał, poza tym Mansfield pisze dużo prościej (jak większość Anglosasów). Jego atutem jest także opublikowanie przepisów na nieco egzotyczne wersje wina (np. z pomidorów czy jalapeno).</div>
<div style="text-align: justify;">
Co poza winem? Piwa, cydry, perry i, co u Amerykanina nieco zaskakujące - miody pitne. Jak się okazuje, ma on na ten temat sporą wiedzę i bardzo interesująco pisze o zanikaniu tradycji miodosytnictwa na Wyspach Brytyjskich i w Europie zachodniej i jednoczesnym jej utrwalaniu we wschodniej części kontynentu.</div>
<div style="text-align: justify;">
Temat nalewek jest w książce potraktowany nieco po macoszemu. Jest tu wprawdzie kilka przepisów (najbardziej interesujący wydaje mi się Atholl Brose, kiedyś trzeba wypróbować), ale nie zmienia to faktu, że to wyraźnie drugoplanowy element książki. Właściwie to nawet dobrze, bo dzięki temu blogerzy tacy jak ja, mają co robić.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Scott Mansfield <i>Domowe alkohole. Wina, miody, nalewki, piwa, kwas chlebowy </i>Wydawnictwo RM, Warszawa 2014, 231 s.</div>
<br />Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/03968348595482071240noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-1284035376348002946.post-54940519965025168202015-08-28T09:26:00.001+02:002015-08-28T09:26:30.007+02:00Piwo kozicowe<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjQbm7wUTedQZdkjWzxOhI3NKABN6tXbDGxxXKOrVEWOtaU8jzokOKAro-_iStHNrReQ-DshrK8KHpWo0IO6Aa_YjRhCgZVOa-zpBgwDWdmQAxoLwDFWrAcWGnddh7poeFdcIltFJqE-sI/s1600/20150825_135835.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjQbm7wUTedQZdkjWzxOhI3NKABN6tXbDGxxXKOrVEWOtaU8jzokOKAro-_iStHNrReQ-DshrK8KHpWo0IO6Aa_YjRhCgZVOa-zpBgwDWdmQAxoLwDFWrAcWGnddh7poeFdcIltFJqE-sI/s320/20150825_135835.jpg" width="320" /></a></div>
<br />
<div align="justify">
Z piwem kozicowym jest trochę tak, jak ze świnką morską: ani piwo, ani kozicowe. A przynajmniej nie w dzisiejszym rozumieniu tych słów. W tym przypadku 'piwo' ma znaczenie bardziej archaiczne i oznacza napój (tak, jak jadło - jedzenie), a 'kozice' to nic innego, jak jałowiec, którego pędom właśnie taką nazwę nadano w gwarze kurpiowskiej. Zatem, gdy mówimy o piwie kozicowym, mamy na myśli lekko fermentowany napój jałowcowy o niewielkiej zawartości alkoholu. Coś podobnego do podpiwka.<br />
<a name='more'></a>Jak opisać piwo kozicowe? Trochę trudno, bo różni się ono zależnie od domu, w którym się je robi. Moje jest z wyglądu takie, jak na zdjęciu - w kolorze ciemnego złota, opalizujące i leciutko musujące. W sumie bardzo piwne. Aromat jest słodki i ziołowy (piliście kiedyś <em>Almdudlera</em>?). Wyczuwa się w nim jałowiec (słodki, a nie pikantny jak w wędlinach) i chmielową goryczkę. W smaku słodycz równoważona chmielem, jałowiec, odrobina drożdży. Finisz lekko cierpki. Orzeźwiające i odświeżające.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhhcavSjuD-Nnh_qqRHedXcHgw3sEw6iHOUhXTJNnh4v0RoPqeAG5w8HwvLJ4RcITd8KZ6UdIyL-7WgYjGRzS2rxefkKcWs6uXlsDRXCQJ7ne8sSSLahTN-1LwXsOg3uZC4vJf1nYivDy4/s1600/20150826_125216.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhhcavSjuD-Nnh_qqRHedXcHgw3sEw6iHOUhXTJNnh4v0RoPqeAG5w8HwvLJ4RcITd8KZ6UdIyL-7WgYjGRzS2rxefkKcWs6uXlsDRXCQJ7ne8sSSLahTN-1LwXsOg3uZC4vJf1nYivDy4/s320/20150826_125216.jpg" width="320" /></a></div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
Oczywiście, miłośników Coca Coli raczej nie uwiedzie, ale tych, którzy nie szaleją za buzującym ulepkiem może zainteresować, ponieważ doskonale gasi pragnienie (tegoroczne upały, prawda?). Poza tym bardzo dobrze pomaga na kaca. Następnego dnia po przepiciu doskonale wchodzi (i nie wraca na górę). Z tego względu bardzo dobrze sprawdza się także jako popitka do wódki (dzięki niemu zabójcze świąteczne biby z Wujkiem Ziutkiem dawały się jakoś przeżyć), albo element składowy drinka. Jego smak i zapach bardzo skutecznie tłumią woń i posmak alkoholu, o czym swego czasu boleśnie przekonała się Babcia Cesia przekonana, że pije TYLKO piwo kozicowe. A wnuki - huncwoty skutecznie wykorzystały Jej nieuwagę... Zatem jest to napój smaczny, wszechstronny w zastosowaniu i łatwy w przygotowaniu.</div>
<br />
Czego potrzebujemy?<br />
<br />
dwóch szklanek suszonych owoców jałowca<br />
10 litrów wody<br />
15 - 20 gramów suszonego chmielu (ja wykorzystuję granulowaną odmianę Perle)<br />
1 kg cukru<br />
7 g drożdży browarniczych, ewentualnie 1 g drożdży piekarniczych<br />
<br />
Po 2 - 3 dniach daje to około 9 - 10 litrów picia.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjanhxIhJhMGeX9YHGAg-Avav99A_N9CgIYppOkl_G-jM5Rg-g-62fCZB1Zwe-ElW74k3tFO0JL1VCG_DT9kOdGv_tZ0awEk0IENaA4Q95tYuHRsiPeZhDi8uYOG9Op4FUU8Aga2mOtwxE/s1600/20150825_134320.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjanhxIhJhMGeX9YHGAg-Avav99A_N9CgIYppOkl_G-jM5Rg-g-62fCZB1Zwe-ElW74k3tFO0JL1VCG_DT9kOdGv_tZ0awEk0IENaA4Q95tYuHRsiPeZhDi8uYOG9Op4FUU8Aga2mOtwxE/s320/20150825_134320.jpg" width="320" /></a></div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
Owoce jałowca należy ugnieść. Można w moździerzu, a można też wrzucić do poszewki na jasiek (białej, bez nadruku i dodatku sztucznego włókna) i utłuc tłuczkiem do mięsa. Poszewka jest o tyle dobra, że porozgniatane jagody jałowca można po prostu w niej ugotować, tak, żeby sam wywar był klarowny.</div>
<div style="text-align: justify;">
Do dużego garnka należy wlać 9 l. zimnej wody i dodać jałowiec. Do małego garnka wlewa się pozostały litr i wsypuje chmiel. Zawartość obu trzeba zagotować. Chmiel wyłącza się zaraz po tym, jałowiec powinien pogotować się pół godziny. Pod koniec gotowania wsypuje się cukier i miesza aż do rozpuszczenia. Oba wywary muszą spokojnie wystygnąć. Kiedy to się stanie, odcedzamy wywar chmielowy do jałowcowego i obydwa mieszamy.</div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEglzFpufXB7aC71py7Gmib5o7UG0gTNJawkp5vSU7xpdS5AO8xPVje0rxTfMni46-rq-JIsMKtroxFyOHCVY6hbGI9Alt_ryISal2Ni-gSltOLykP9PWaZpmN-vFU9F0Rkgi3J_VrXcjSw/s1600/20150825_122115.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEglzFpufXB7aC71py7Gmib5o7UG0gTNJawkp5vSU7xpdS5AO8xPVje0rxTfMni46-rq-JIsMKtroxFyOHCVY6hbGI9Alt_ryISal2Ni-gSltOLykP9PWaZpmN-vFU9F0Rkgi3J_VrXcjSw/s1600/20150825_122115.jpg" /></a></div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
Teraz czas na drożdże. Zależnie, czy wybierzemy browarnicze, czy piekarnicze, zasady postępowania są trochę różne.</div>
<div style="text-align: justify;">
Drożdże browarnicze, z jakich korzystałem pochodziły z Biowinu i miały formę granulek. Siedem gramów (saszetkę) rozpuściłem w szklance wywaru chmielowo - jałowcowego i po odczekaniu dziesięciu minut połączyłem z resztą wywaru. Następnie całość wlałem do balonu, zamknąłem go korkiem z rurką fermentacyjną i na dwa dni odstawiłem w ciepłe ( > 20*C) miejsce. Fermentacja nie była burzliwa, więc po dwóch dniach piwo zabutelkowałem i wstawiłem do temperatury poniżej 20*. Po kolejnym dniu - dwóch można dać je do lodówki, żeby się schłodziły.</div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgOv4ZlDEbmt5-7TrkejofYaQywummobFql2w05RlMsX2TcUvLliS91bDxiv2tWhQIqirakP-mef989ihLB0CumvtqsaaX-5NUsDumzksMvDKUIGermL4ySUJxS-thv0mHZH08XcsxgsM8/s1600/20150825_193124.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgOv4ZlDEbmt5-7TrkejofYaQywummobFql2w05RlMsX2TcUvLliS91bDxiv2tWhQIqirakP-mef989ihLB0CumvtqsaaX-5NUsDumzksMvDKUIGermL4ySUJxS-thv0mHZH08XcsxgsM8/s1600/20150825_193124.jpg" /></a></div>
<br />
<div align="justify">
Drożdże piekarnicze fermentują dużo intensywniej. Dlatego dodaje się ich mniej (ok 1. g, kawałek wielkości orzecha laskowego). Również trzeba je rozprowadzić w szklance wywaru, połączyć z resztą, wlać wszystko do gąsiora, zakorkować korkiem z rurką fermentacyjną i trzymać w cieple około doby. Później trzeba zlać je do butelek i co najwyżej po kilku godzinach wstawić do chłodu. W przeciwnym razie drożdże tak się rozochocą, że butelki zmienią się w wybuchowe granaty. To także sprawia, że piwo zrobione na tym rodzaju drożdży należy regularnie odgazowywać. Albo trzymać w lodówce, bo tak niska temperatura skutecznie powstrzyma namnażanie się.<br />
Jak długi jest okres przydatności tak przyrządzonego piwa? Wszystko zależy od warunków przechowywania. Jeśli stoi w zimnie (lodówka) - spokojnie wytrzyma 2 - 3 tygodnie. W chłodzie - koło 2 tygodni. A w cieple dosłownie kilka dni. Tyle, że nie ma co trzymać go w cieple, bo najlepiej smakuje schłodzone. Co ważne, z czasem jego smak się zmienia - staje bardziej wytrawny i chmielowy, natomiast słodycz zanika. </div>
</div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/03968348595482071240noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-1284035376348002946.post-91331215566121125932015-08-25T17:39:00.002+02:002015-08-25T17:39:52.701+02:00Jeżynówka<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiVTKSTLi8AbY1KwBj76koq3NszgCenuWlXGy-qCJLaA2rtLFcNsFp7R-pxNK-sisC74-7-XCV54PZ92iylgAABfkohn5DJ0WWndny8L32oc6gf9M4dZEaLLeEYFIVda7tU66qYwM4Ol5M/s1600/20150814_214302.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiVTKSTLi8AbY1KwBj76koq3NszgCenuWlXGy-qCJLaA2rtLFcNsFp7R-pxNK-sisC74-7-XCV54PZ92iylgAABfkohn5DJ0WWndny8L32oc6gf9M4dZEaLLeEYFIVda7tU66qYwM4Ol5M/s320/20150814_214302.jpg" width="320" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<div style="text-align: justify;">
Jeżynówka to praktycznie nalewka jednosmakowa. W odróżnieniu od np. aroniówki, do której dodaje się wanilię i imbir, tutaj wystarczą same owoce wymieszane z cukrem i alkoholem. Jednak sam proces tworzenia jest nieco bardziej skomplikowany. Najpierw miażdży się owoce i miesza z cukrem i pozwala im puścić sok, a dopiero później dodaje alkohol</div>
<a name='more'></a><div style="text-align: justify;">
Proporcje są następujące:</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
1 kg jeżyn</div>
<div style="text-align: justify;">
1 kg cukru </div>
<div style="text-align: justify;">
1 litr spirytusu </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Jeżyny po opłukaniu i przebraniu trzeba rozgnieść i wymieszać z cukrem. A później na dwa dni w chłodne miejsce, najlepiej do lodówki. Chodzi o to, by nie dać szansy różnym pleśniom i drożdżom obecnym na owocach i w powietrzu, które przy obecnych temperaturach potrzebują naprawdę krótkiego czasu, by wziąć tę owocową miazgę w posiadanie i na niej się namnożyć</div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi-XFSRyFBVwIL1aQAYuJ_V2OlUCiNzXZ0XuuWDNRXbNkznh148gHCMM4I_oRWuCBj1bZxn7dBI4wkjirUVFf9KROAzZwPProKNynORBTCpqDBI29N-d4egtGZ0sLiu_Bsgllirxtm15Ms/s1600/20150814_215231.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi-XFSRyFBVwIL1aQAYuJ_V2OlUCiNzXZ0XuuWDNRXbNkznh148gHCMM4I_oRWuCBj1bZxn7dBI4wkjirUVFf9KROAzZwPProKNynORBTCpqDBI29N-d4egtGZ0sLiu_Bsgllirxtm15Ms/s320/20150814_215231.jpg" width="320" /></a></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
Po dwóch dniach, gdy pulpa zdąży już podejść sokiem, wlewamy do niej spirytus i dokładnie mieszamy. Następnie wszystko ląduje w słoju na kolejne 3-4 dni.</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhJGhqYlZEKIi92DqvlktgmN6och1gjiC2l1virc8sKWDMO94sw97M4ktxmB9DyTVkcs4CRFL__LJhiN7cpjFNkizaGlRUkSd4HdMqpUK447V4zD_dPuMz8-YciMtI4H54kGR2m5AjOs2k/s1600/V__37EE%255B1%255D.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhJGhqYlZEKIi92DqvlktgmN6och1gjiC2l1virc8sKWDMO94sw97M4ktxmB9DyTVkcs4CRFL__LJhiN7cpjFNkizaGlRUkSd4HdMqpUK447V4zD_dPuMz8-YciMtI4H54kGR2m5AjOs2k/s320/V__37EE%255B1%255D.jpg" width="180" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
Po tym czasie nalewka ląduje w dużym sicie i musi spokojnie odciec.</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgYDgWvw3rfkdNSaZzZ0SuMA4ESkyM-bbIxLVFAKwXQqcHW6gyatM99DHi10EnLOR_-OalcR6STw1ujTavAdVeFunK0iMqUvE0zpWVowTTzzqzRd6mnHEY39uGihEQ-YjitQUCcB3vdbHQ/s1600/20150824_102232.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgYDgWvw3rfkdNSaZzZ0SuMA4ESkyM-bbIxLVFAKwXQqcHW6gyatM99DHi10EnLOR_-OalcR6STw1ujTavAdVeFunK0iMqUvE0zpWVowTTzzqzRd6mnHEY39uGihEQ-YjitQUCcB3vdbHQ/s320/20150824_102232.jpg" width="320" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
Gdy ocieknie, można ją przefiltrować i zabutelkować. Powinna dojrzewać pół roku w chłodnym i ciemnym miejscu.</div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/03968348595482071240noreply@blogger.com9tag:blogger.com,1999:blog-1284035376348002946.post-53214294861341688302015-08-20T11:12:00.000+02:002015-08-20T11:12:21.844+02:00Nalewka aroniowa<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjFz2g0iwlAeV9uDFx6LLcBEseNvr8-9oYii4fn5KAf2Gyw3WRsWlYR6lPsM1P0c8b_ZJ6dWGOQ4lYq_tu409qIxX6Hnh_jEvxYG5yR0J6qskQpzmIWCnZUSxtMz6RKCxV8ytYed0rx3x0/s1600/20150815_133752.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjFz2g0iwlAeV9uDFx6LLcBEseNvr8-9oYii4fn5KAf2Gyw3WRsWlYR6lPsM1P0c8b_ZJ6dWGOQ4lYq_tu409qIxX6Hnh_jEvxYG5yR0J6qskQpzmIWCnZUSxtMz6RKCxV8ytYed0rx3x0/s320/20150815_133752.jpg" width="320" /></a></div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
Od dziecka lubiłem przetwory z aronii. Oczywiście, w tym wieku nawet nie myślałem o nalewkach (a tym bardziej o ich wytwarzaniu), ale dżem aroniowy jadałem bardzo chętnie, mimo miejskiej legendy przestrzegającej przed obniżeniem ciśnienia krwi mającym rzekomo nastąpić po zjedzeniu nadmiaru tych owoców i ryzykiem zapadnięcia w wieczny sen.</div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<a name='more'></a>O nalewce aroniowej usłyszałem nieco później, a jeszcze później jej spróbowałem. Przypadła mi do gustu, choć robiona była na bimbrze. Tym niemniej smak okazał się na tyle przyjemny, że postanowiłem też sam w tej materii coś zdziałać. Ostatnio pojawiła się okazja dzięki uprzejmości Jurka, który podzielił się ze mną swoimi zapasami aronii. Było tego w sam raz tyle, by zrobić nastaw eksperymentalny. Przygotowywałem go na podstawie przepisu <a href="http://pracownianalewek.blogspot.com/2013/01/nalewki-zdrowotne.html" target="_blank">Jana Rogali</a>, jedynie nieznacznie modyfikując.<br />
<br />
<div style="text-align: justify;">
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgIK-otFsgikQ1b_ARibh3z5a6NhMqo1_dbC51pPGULBeXiVmaw2GCuNR75XrdNoa3eJVdYEWdbEYe2GGmssEJevOOPGd3wB97dgx5ju3WLJzgJbIW7qMxQNvBl_Bnt5YUs3nEA_a5VCXg/s1600/20150815_134651.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgIK-otFsgikQ1b_ARibh3z5a6NhMqo1_dbC51pPGULBeXiVmaw2GCuNR75XrdNoa3eJVdYEWdbEYe2GGmssEJevOOPGd3wB97dgx5ju3WLJzgJbIW7qMxQNvBl_Bnt5YUs3nEA_a5VCXg/s320/20150815_134651.jpg" width="200" /></a></div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
A zatem potrzebujemy:</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
500 g owoców aronii</div>
<div style="text-align: justify;">
250 g cukru</div>
<div style="text-align: justify;">
laski wanilii (może być cukier waniliowy. W wiejskim sklepie nie było wanilii)</div>
<div style="text-align: justify;">
szczypty suszonego sproszkowanego imbiru </div>
<div style="text-align: justify;">
1/2 litra wódki (40%) </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
W efekcie da to około 600 ml nalewki, może trochę mniej. Trudno powiedzieć, bo aronia nie jest bardzo soczysta.</div>
<div style="text-align: justify;">
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgwL1CeN413YvsRv0ocxsU1wfWtnhL2q_OWMh6KUQHLcHJkYlyHmOjtC9LtGj3avply0mEWFwBUBLmunvMgmNP3XBXg3l6YSVqvISiV5Ju7q-WeQkeDe9X15GYHHcaChyphenhyphenTWBB-SQqM25jI/s1600/20150815_135038.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgwL1CeN413YvsRv0ocxsU1wfWtnhL2q_OWMh6KUQHLcHJkYlyHmOjtC9LtGj3avply0mEWFwBUBLmunvMgmNP3XBXg3l6YSVqvISiV5Ju7q-WeQkeDe9X15GYHHcaChyphenhyphenTWBB-SQqM25jI/s320/20150815_135038.jpg" width="320" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
Wszystkie składniki stale wrzuca się do słoja, zalewa wódką i na dwa tygodnie odstawia w ciepłe, słoneczne miejsce. Warto więc, by słój był dość duży (min. 2 litry), aby było miejsce na rozszerzające się opary spirytusu. W przeciwnym razie może trzasnąć. Ryzyko niewielkie, ale zdarza się. Mojej mamie kiedyś się przytrafiło i ojciec później musiał sprzątać kuchnię obryzganą nalewką z czarnej porzeczki.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Po dwóch tygodniach nastaw trzeba zlać, a owoce wycisnąć (można zrobić z nimi tak, jak z żurawiną z <a href="http://pracownianalewek.blogspot.com/2013/11/zurawinowka.html" target="_blank">żurawinówki</a>). Następnie przefiltrować, zabutelkować i odstawić na pół roku w chłodne i ciemne miejsce.</div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/03968348595482071240noreply@blogger.com10tag:blogger.com,1999:blog-1284035376348002946.post-87511568511932851942015-07-20T12:47:00.000+02:002015-07-20T12:47:23.318+02:00Wino truskawkowe cz. 2.<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhMFoJq_HCd012_hje9yktm64Qt8rAuTxBfTN90A6LLHpTJxi00JjxKSPihwM4RFfn1fa9pqFB73ck_sOU-aIV6w5IT4UJVGEI6zzIclb3Gz6EP1eG-9S9sR-hnk9u-OzvcDrEozLToFIg/s1600/P7182995.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhMFoJq_HCd012_hje9yktm64Qt8rAuTxBfTN90A6LLHpTJxi00JjxKSPihwM4RFfn1fa9pqFB73ck_sOU-aIV6w5IT4UJVGEI6zzIclb3Gz6EP1eG-9S9sR-hnk9u-OzvcDrEozLToFIg/s320/P7182995.JPG" width="320" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
Jak ten czas płynie! Ledwie co w początkach czerwca nastawiliśmy na wsi <a href="http://pracownianalewek.blogspot.com/2015/06/wino-truskawkowe-cz-1.html" target="_blank">wino truskawkowe</a>, a już trzeba je zlewać, bo 6 tygodni przeszło. Gwoli ścisłości, 6 tygodni to tylko czas orientacyjny, bo tak naprawdę jego długość zależy od tego, jak pracują drożdże. Czasem kończą pracę wcześniej, czasem później. W tym roku już po 5 tygodniach w pojemnikach fermentacyjnych zaczęło się uspokajać, choć w pierwszych dniach po nastawieniu buzowało potężnie.</div>
<a name='more'></a><br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhs_Wn36zUs5c2W3xG1iJARYRxO1Aygme7yu4XrZREJKnNiaTaK4jqKOeqVhb6n1xeD8HEIlGux3wU5d5EKAehktGuXvBya9V1nlV9TPGY_FSpx1PwicV_bsrOaZp-M46LiW_ZOXkL_aok/s1600/P7180013.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhs_Wn36zUs5c2W3xG1iJARYRxO1Aygme7yu4XrZREJKnNiaTaK4jqKOeqVhb6n1xeD8HEIlGux3wU5d5EKAehktGuXvBya9V1nlV9TPGY_FSpx1PwicV_bsrOaZp-M46LiW_ZOXkL_aok/s320/P7180013.JPG" width="320" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
Kiedy bulgoty ustaną, trzeba zając się zlaniem wina i oddzieleniem go od miazgi owocowej. Jest to trochę żmudna robota, zwłaszcza gdy do przecedzenia jest 180 litrów. Ale bez pracy nie ma kołaczy, trzeba to zrobić i już.</div>
<div style="text-align: justify;">
Zanim przystąpi się do zlewania, należy przygotować zbiorniki, w których wyląduje wino: umyć je i przepłukać roztworem pirosiarczynu potasu (20 g /litr). Tak samo trzeba potraktować wszystkie naczynia i przyrządy, jakich będziemy używać w czasie tej operacji. Kiedy to przygotowujemy, zabieramy się do dzieła.</div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjF4DAiUnO6kbSLltlcM7XRbA2ka8EhDhc-__VIVbzh_rmiIx1rCcuZ7Y1R91Z2N7xdlx2CDbbjgytDb1HRBjBAYi3-R4aRErADztNv68sSxIt38k1avWtg44InwpMLvNPRBGt_8p6rKIk/s1600/P7180015.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjF4DAiUnO6kbSLltlcM7XRbA2ka8EhDhc-__VIVbzh_rmiIx1rCcuZ7Y1R91Z2N7xdlx2CDbbjgytDb1HRBjBAYi3-R4aRErADztNv68sSxIt38k1avWtg44InwpMLvNPRBGt_8p6rKIk/s320/P7180015.JPG" width="320" /></a></div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
Zawartość zbiornika nie wygląda zachwycająco: gruby kożuch mniej lub słabiej zmiażdżonych owoców wygląda jak zupa cofka. Mocny zapach przefermentowanych truskawek i drożdży. Nie należy się tym jednak przejmować, to właśnie zapowiedź fajnego wina truskawkowego, które po prostu jeszcze nie dojrzało.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgjFmZt5taDRCq2T8U3Av27zk1fztcKFJc6tDqwm7UBx2aH4gnyDhqR4IrUVSY8QYhbr9x_7l52AhCELQ97cNuMal-Qj8Gs-PyiMKqUukxvGn6e7DQNs1x7hJUJ9nRBubvMYw0amfLjwU4/s1600/P7182983.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgjFmZt5taDRCq2T8U3Av27zk1fztcKFJc6tDqwm7UBx2aH4gnyDhqR4IrUVSY8QYhbr9x_7l52AhCELQ97cNuMal-Qj8Gs-PyiMKqUukxvGn6e7DQNs1x7hJUJ9nRBubvMYw0amfLjwU4/s320/P7182983.JPG" width="320" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
Przy przecedzaniu bardzo przydają się sitka, które można kupić w IKEA. Nie płacą mi za reklamę, ale i tak dobrze wypowiem się na ich temat, bo to naprawdę przydatny sprzęt domowy. Są duże, szerokie i mają mocne, stabilne i regulowane uchwyty, które można wygodnie oprzeć o krawędź pojemnika. Po prostu super. Dzięki temu ręce są wolne i nie ma strachu, że coś się przewróci.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh1UmvbZOfixFQHl1MhZoCg6ZZupOgcNvUfoMvHZY-2fajsn1uQDlE5TWxsa9f333NHYxhvUUA4Bl2aDGQO5WRYsZt9oPojgXKaofG7-O79-gJYdjhxXVXVGnz5rpXp-472za3Oqg83WLk/s1600/P7183003.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh1UmvbZOfixFQHl1MhZoCg6ZZupOgcNvUfoMvHZY-2fajsn1uQDlE5TWxsa9f333NHYxhvUUA4Bl2aDGQO5WRYsZt9oPojgXKaofG7-O79-gJYdjhxXVXVGnz5rpXp-472za3Oqg83WLk/s320/P7183003.JPG" width="320" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
I jedziemy. Najpierw dobrze jest wybrać wierzchnią warstwę owoców dużym kubkiem, albo rondelkiem i osączyć ją na sicie. Jak zdejmiemy ten kożuch, później idzie już łatwiej, bo pod spodem jest już mętne wino bez grubszych zanieczyszczeń. Tak opróżniamy wszystkie pojemniki z nastawem. Co ważne, zbiorniki ze zlanym winem powinny być napełniane prawie do pełna, tak, żeby znalazło się tam jak najmniej tlenu. W pokrywach muszą być założone rurki fermentacyjne wypełnione wodą, bo zlane winko jeszcze trochę bąbelkuje i jeśli o tym zapomnimy, możemy mieć potężną eksplozję. I to jest cała robota. Baniaki z winem wędrują w spokojne miejsce na dwa tygodnie, a my możemy przystapić do cudownej czynności mycia opróżnionych pojemników.</div>
<div style="text-align: justify;">
Za dwa tygodnie będzie obciąg. Już nie mogę się doczekać.</div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/03968348595482071240noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-1284035376348002946.post-71061303484605837532015-07-17T11:57:00.001+02:002015-07-17T11:57:52.799+02:00Ratafia<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEih6nMCtlRJ1Jla-KqpIKXtTT7WNSCF2pz_LUw3zQMMn0RZS9_1blgLL2k-FrrC9xDd9p5RUnNykDSjKiuVC7fENJl3x7w2X8iuVmjClkyuE7uUVs_JsCmspzRSGr8tLuYSd33IdsB8gqk/s1600/P7162954.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEih6nMCtlRJ1Jla-KqpIKXtTT7WNSCF2pz_LUw3zQMMn0RZS9_1blgLL2k-FrrC9xDd9p5RUnNykDSjKiuVC7fENJl3x7w2X8iuVmjClkyuE7uUVs_JsCmspzRSGr8tLuYSd33IdsB8gqk/s320/P7162954.JPG" width="320" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<div style="text-align: justify;">
Ostatnio zaniedbuję bloga, nie ma co się czarować. Nie dlatego, żebym o nim zapomniał, albo lekceważył jego Czytelników, ale dlatego, że dostałem nową pracę (związaną zresztą z alkoholem - to chyba jakieś przeznaczenie). A jak nowa praca, to nowi ludzie, nowe obowiązki, nowe wyzwania itepe, itede, sami wiecie. Ale staram się jak mogę i nie poddaję: dziś przepis na ratafię.</div>
<a name='more'></a><br />
<div style="text-align: justify;">
Ratafia to jedna z prostszych nalewek, która daje ogromne możliwości modyfikacji i eksperymentów. Jej nazwa pochodzi podobno od kreolskiego toastu. Czy to prawda - nie wiem, nie zgłębiałem tematu zbyt dokładnie, w każdym razie materiały, jakie czytałem (i pochodziły one ze źródeł innych niż Wikipedia) są w tej kwestii zbieżne. Według nich ratafia to napój pochodzący z kolonii francuskich na Antylach wytwarzany poprzez układanie w naczyniu owoców, zasypywanie ich cukrem, zalewanie alkoholem i macerowanie. Żadna filozofia. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjq48kdI-IlKi1j56Ar6Xz_RAi8M7pqAEOrrgMUFHXwRGpeZ67mlV4OULDQG7ZxTgMXYOffJ0cSZOg1Z8uKqX2qmjJQ0CdUZ8tpH6keP-_dmWt9yMTEIoIUn0FgyvMj13lhR_yfOKf-uUs/s1600/P7172982.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjq48kdI-IlKi1j56Ar6Xz_RAi8M7pqAEOrrgMUFHXwRGpeZ67mlV4OULDQG7ZxTgMXYOffJ0cSZOg1Z8uKqX2qmjJQ0CdUZ8tpH6keP-_dmWt9yMTEIoIUn0FgyvMj13lhR_yfOKf-uUs/s320/P7172982.JPG" width="320" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
Ten sposób produkcji sprzyja inwencji. Po pierwsze, do ratafii można wrzucać dowolne owoce. Świeże, suszone - obojętnie. Poza nimi mogą być też orzechy, pestki (np. moreli), kwiaty (np. róża cukrowa). Po drugie, niekoniecznie trzeba zalewać wódką. Można wlać brandy, rum, albo mieszankę tych alkoholi. Po trzecie, z cukrem też można eksperymentować. Może być biały, trzcinowy (ten chyba najbliższy oryginału), muscovado. Może być też miód. Czyli jedna nalewka i setki kombinacji. Jakby ktoś się uparł, mógłby z eksperymentów z ratafią zrobić dzieło życia.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Moja metoda tworzenia ratafii jest następująca:</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- kilka (maksymalnie 4, 5 rodzajów owoców), po dużym kubku (ok. 300 ml) każdego</div>
<div style="text-align: justify;">
- wódka 40% (250 ml na każde 300 ml owoców)</div>
<div style="text-align: justify;">
- cukier (3 łyżki stołowe na każdy rodzaj owocu)</div>
<div style="text-align: justify;">
- ewentualnie 250 ml spirytusu 95%, o ile uznam efekt za zbyt słaby</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Przebrane, opłukane owoce wrzucam do słoja, zalewam porcją wódki i odstawiam w jasne miejsce (temp. pokojowa). Tak postępuję z kolejnymi rodzajami, a gdy wrzucę ostatni, zostawiam słój w spokoju na trzy tygodnie. Po tym czasie nastaw zlewam, a owoce zasypuję cukrem. Kiedy całkowicie się rozpuści (trwa to około 10 - 14 dni), syrop zlewam, mieszam z nastawem i ewentualnie wzmacniam spirytusem. Odstawiam w ciemne miejsca na 3 miesiące, by ratafia dojrzała.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
W czasie przygotowań warto pamiętać, aby nie przesadzać z ilością gatunków owoców. Wydaje się, że im ich więcej, tym lepiej, ale to tylko złudzenie. Zwykle taka różnorodność prowadzi do przeciętnych rezultatów - efekt jest ogólnie owocowy i słodki, ale bez charakteru, trudno nawet stwierdzić, jakie owoce zostały wykorzystane. Jeśli ograniczyć się do kilku gatunków, smak może być dużo bardziej oryginalny i zbalansowany. W tym roku skorzystam z malin, czerwonych porzeczek i wiśni. Mam nadzieję, że będzie to delikatne, ale lekko kwaskowate. Co z tego wyjdzie, przekonam się jesienią.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/03968348595482071240noreply@blogger.com5tag:blogger.com,1999:blog-1284035376348002946.post-14177350849434786472015-06-22T23:25:00.001+02:002015-06-22T23:25:32.666+02:00Nalewka na hyzopie<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgcpS3I79ZkoH_jJ1QpV_dnE4NbCukS6A7qEJKPJrOyENNu_QB3LTwfGV_3GBLmC8WdaKu9F_Idvq2h-HvjB9_usmX0qzFyue8ph6K3CQLDboz2A34zEbBj1SvUV_zWMQ95OUPKzV8HfY0/s1600/P5171630.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgcpS3I79ZkoH_jJ1QpV_dnE4NbCukS6A7qEJKPJrOyENNu_QB3LTwfGV_3GBLmC8WdaKu9F_Idvq2h-HvjB9_usmX0qzFyue8ph6K3CQLDboz2A34zEbBj1SvUV_zWMQ95OUPKzV8HfY0/s320/P5171630.JPG" width="320" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<br />
<i>Teraz weźmie kapłan drzewo cedrowe, hizop oraz nitki karmazynowe i rzuci to na ogień, w którym płonie krowa. <a href="https://www.blogger.com/null" name="W7"></a><span class="werset"> </span>Następnie
wypierze kapłan szaty swoje i obmyje ciało wodą; po spełnieniu tych
czynności wejdzie do obozu, lecz pozostanie nieczystym aż do wieczora </i>- naucza Księga Liczb (19:6,7). Rzeczywiście, hyzop był ziołem znanym już w czasach starożytnych i wykorzystywanym do rytualnego oczyszczania.</div>
<a name='more'></a><div style="text-align: justify;">
Nie było to jedyne wówczas zastosowanie tej rośliny. Medycy greccy zalecali ją jako dobry środek zwalczający infekcje (np. gardła czy jamy ustnej) i przyspieszający gojenie ran. Zwolennicy "mikrobiologicznych" koncepcji w historii i antropologii religii z pewnością dostrzegą w tym higieniczny aspekt obrzędów religijnych. Czy mają rację - osobiście wątpię, tym niemniej nie to jest tematem dzisiejszego wpisu (zaś zainteresowanych krytyką tego kierunku analizy religii odsyłam do <i>Czystości i zmazy </i>Mary Douglas). </div>
<div style="text-align: justify;">
My zaś zajmiemy się nalewką hyzopową.</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj-qzwZYKYh3447hjJrE-NVw-anzc3XhtD4OYLplf1cGediulqLD-IxU9N7O5gniYr57jtkR6T532o2-4NRflfAUWpwHEaGpGsLEokCAp13dMRXYM4ZnxJx8d61-aNLkfQK3adcFeipc9A/s1600/WP_20150620_006.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="179" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj-qzwZYKYh3447hjJrE-NVw-anzc3XhtD4OYLplf1cGediulqLD-IxU9N7O5gniYr57jtkR6T532o2-4NRflfAUWpwHEaGpGsLEokCAp13dMRXYM4ZnxJx8d61-aNLkfQK3adcFeipc9A/s320/WP_20150620_006.jpg" width="320" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Podobnie jak przed wiekami, ma ona zastosowanie głownie zdrowotne i smakowo nie zachwyca. Hyzop ma gorzki i specyficzny aromat przypominający połączenie zapachu świeżej trawy z kamforą i sosnową żywicą. W zestawieniu z mocnym alkoholem to może drażnić. Tym niemniej sprawdza się jako środek pomocniczy w infekcjach gardła, zapaleniu oskrzeli, problemach z układem trawiennym, zapaleniu dróg moczowych (tak twierdzi <a href="http://pracownianalewek.blogspot.com/2014/11/zioa-w-nalewkach-leczniczych.html" target="_blank">Mateusz Emanuel Senderski</a>). Inne źródła (na internetach) dodają do tego możliwości wykorzystania samych liści hyzopowych i naparu z nich do przemywania ran, otarć skóry i innych obrażeń cielesnych.</div>
<div style="text-align: justify;">
Jak uzyskać taką nalewkę?</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Potrzebujemy do niej:</div>
<div style="text-align: justify;">
65 g świeżych gałązek hyzopu (gałązka waży przeciętnie 1 gram)</div>
<div style="text-align: justify;">
1/2 l wódki (40%)</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Rozdrobniony hyzop zalewa się wódką w słoju i odstawia w ciemne miejsce (temperatura pokojowa) na 2 - 3 tygodnie. W tym czasie dobrze jest co kilka dni wstrząsać naczyniem. Następnie zlewa się nastaw, odciska masę ziołową i macerat przelewa do butelki z ciemnego szkła. W razie potrzeby (wymienione wyżej dolegliwości) pije się 10 ml 3 razy dziennie. </div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjsEvYvzZvvbvbrR9bo52qAMuhPkmlIe8OmHr5xlJuCnCQrtK9FYoiv3i5R47-18KQUEgyMIwhRsm3c8TAYoqeZTsndEefkW-RSEry6b0BH4LOcyC8KqwvdgyyYHOqWPXzTuoDR_jJjzMM/s1600/WP_20150620_012.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="179" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjsEvYvzZvvbvbrR9bo52qAMuhPkmlIe8OmHr5xlJuCnCQrtK9FYoiv3i5R47-18KQUEgyMIwhRsm3c8TAYoqeZTsndEefkW-RSEry6b0BH4LOcyC8KqwvdgyyYHOqWPXzTuoDR_jJjzMM/s320/WP_20150620_012.jpg" width="320" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
Skoro już jesteśmy przy temacie hyzopu, warto jest wymienić jego zalety inne, niż nalewkowe. Bardzo dobrze sprawdza się jako przyprawa (zwłaszcza do ciężkich mięs), lub aromatyzujący dodatek do grilla (wystarczy wrzucić kilka gałązek na rozżarzone węgle). Poza tym bardzo ładnie kwitnie (długie, kłosowate, niebiesko - fioletowe kwiaty przypominające lawendę) i jest rośliną miododajną. Kępa hyzopu rosnąca na naszym siedlisku przez cale lato przyciąga pszczoły i trzmiele, które buszują w niej od rana do wieczora. A przy tym wszystkim bez problemu zimuje w naszym klimacie i rozrasta się niemal tak łatwo, jak chwast. "Niemal" na razie jest słowem kluczowym. Od zeszłego roku prowadzę eksperyment polegający na zasadzeniu kępki hyzopu w zachwaszczonym miejscu i sprawdzaniu czy przeżyje. Na razie się przyjęła, przezimowała i rośnie, więc wydaje się, że jej się uda. Wówczas "niemal" stanie się słówkiem zbytecznym.</div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/03968348595482071240noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-1284035376348002946.post-64137846241218230332015-06-09T07:27:00.000+02:002015-06-09T10:21:08.389+02:00Wino truskawkowe cz. 1.<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiHWb43zGzZuKboJOCPJIIt1zF9U-8FCJFPflrqq4kUyzQ_DQGleRF8YvA1wrZW0m3ihd074tfXaoBQIzKAM3q4DbxYod6ESi1wHlilpo2kmFSUFq1sdYkWmbP5oggTHrR3lwIFUHCPQXA/s1600/P6071793.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiHWb43zGzZuKboJOCPJIIt1zF9U-8FCJFPflrqq4kUyzQ_DQGleRF8YvA1wrZW0m3ihd074tfXaoBQIzKAM3q4DbxYod6ESi1wHlilpo2kmFSUFq1sdYkWmbP5oggTHrR3lwIFUHCPQXA/s320/P6071793.JPG" width="320" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
W cienistej stodole stoją pojemniki z fermentującą miazgą truskawkową. Na zewnątrz ćwierkają ptaki, jednak tu jest cicho. I tylko co kilka - kilkanaście sekund słychać wyraźne bul, bul-bul. To pracują drożdże przerabiając dosłodzony sok truskawkowy w doskonałe, słodkie winko. Dźwięk bardzo miły. Widok również.<br />
<a name='more'></a>Właściwie to jestem niewinny. Czy raczej mało winny, bo moje doświadczenia z wyrobem win są raczej krótkie - nieco ponad rok. Przez długi czas interesowałem się wyrobem nalewek, na inne trunki spoglądałem wyłącznie wzrokiem konsumenta. Jednak <i>wszystko płynie</i> - jak stwierdził Pan Tarei, wybitny grecki filozof - a więc i ja popłynąłem w kierunkach innych niż nalewy owocowe. <br />
Do wina truskawkowego mam szczególny sentyment, ponieważ było pierwszym wyprodukowanym przeze mnie i okazało się nieoczekiwanym sukcesem. Nie dość, że nie zepsuło się, to jeszcze tak w smaku, jak i aromacie bardzo pozytywnie zaskoczyło. Zwłaszcza krótko po zlaniu, gdy jeszcze leciutko musowało i pite schłodzone w plenerze doskonale pasowało do słonecznej, sierpniowej pogody. Z czasem, po zabutelkowaniu jego smak uległ zmianie i stał się cięższy, bardziej "gęsty" przypominający porto czy maderę. Już nie orzeźwia, ale jest świetny do ciast i deserów.<br />
To wszystko oznaczało jedno: pozytywny debiut zeszłoroczny zobowiązuje do powtórki. A że znajomym smakowało, to - od słowa do słowa - okazało się, że trzeba nastawić sporo - przynajmniej 80 litrów, aby zadowolić oczekiwania wszystkich zainteresowanych. Zatem - do dzieła!</div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjkjtPeUJQ9OPK9__L2aWJ3eYCamX33TRMCW77bhar9Ni86fmSN7GkMuvUfxbrfR5waGcjE7kXwbwy-lznBPul1teAxFzrY_rI9lhjyS0h1TD5QrQQUHsV63Q-2QfdnKP4_01QYsAYyMSs/s1600/P6031762.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjkjtPeUJQ9OPK9__L2aWJ3eYCamX33TRMCW77bhar9Ni86fmSN7GkMuvUfxbrfR5waGcjE7kXwbwy-lznBPul1teAxFzrY_rI9lhjyS0h1TD5QrQQUHsV63Q-2QfdnKP4_01QYsAYyMSs/s320/P6031762.JPG" width="240" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
Przepis na winko truskawkowe jest moją autorską modyfikacją różnych receptur, z których część znalazłem w internecie, część w książkach. Nie twierdzę, że to najlepsza z możliwych wersji, ale z pewnością warta polecenia. Szczególnie osobom, które wolą alkohole słodkie i półsłodkie.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Potrzebujemy:</div>
<div style="text-align: justify;">
6,5 kg oczyszczonych i przebranych truskawek </div>
<div style="text-align: justify;">
5 l przegotowanej wody</div>
<div style="text-align: justify;">
4 kg cukru</div>
<div style="text-align: justify;">
1 cytrynę</div>
<div style="text-align: justify;">
1 szklankę mocnej czarnej herbaty</div>
<div style="text-align: justify;">
drożdży (mogą być suszone, uwadniane bezpośrednio przed zaszczepieniem nastawu, mogą być też bardziej tradycyjne, dodawane w postaci tzw. matki drożdżowej. Te lubię najbardziej :))</div>
<div style="text-align: justify;">
pożywki do drożdży i...</div>
<div style="text-align: justify;">
...pirosiarczynu potasu </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Te składniki napełnią 15-litrowy balon, lecz ostatecznie wyjdzie z nich około 7,5 - 8 litrów wina.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Na początek kwestia drożdży. Drożdże winiarskie są sprzedawane w wielu rasach i wersjach. Stosunkowo najłatwiejsze są suche, w formie drobnych granulek. Miesza się je z wodą na 20 minut przed dodaniem do nastawu, a następnie wlewa do balonu i sprawa załatwiona. Jak ktoś lubi się dłużej bawić (to ja! to ja!) może przygotować drożdże w formie bardziej tradycyjnej. Trwa to około dwóch dni. Szczegółowy przepis podany jest na opakowaniach, ja napiszę tylko w skrócie, na czym polega cały proces. Należy przygotować mieszankę zmiażdżonych owoców (200g), wody (300 ml) i cukru (3 łyżeczki), okrasić to szczyptą pożywki i zapasteryzować przez pół godziny. Gdy całość wystygnie - wlewa się do tego wodniste drożdże z saszetki, miesza i czeka od 24 do 48 godzin aż zaczną się namnażać.</div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjfzfkk-UJ7tPyvRD2JnG9ashOxc0-_v4c4z4B5rX8fIIB41aVCgGT0IEoInLeNhkg_ARRA1A-7281FlEPehibMSGPiVeRYwVUGABOVfcT2fUTBsIbxoq-5wQPBwbE09mCb78flIFlM1lM/s1600/P6041770.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjfzfkk-UJ7tPyvRD2JnG9ashOxc0-_v4c4z4B5rX8fIIB41aVCgGT0IEoInLeNhkg_ARRA1A-7281FlEPehibMSGPiVeRYwVUGABOVfcT2fUTBsIbxoq-5wQPBwbE09mCb78flIFlM1lM/s320/P6041770.JPG" width="320" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
Zanim przystąpi się do prac, należy pamiętać o higienie. Wiem, że to truizm, lecz w czasie przygotowywania wina, zwłaszcza gdy owoców dużo i robimy to na świeżym powietrzu, nie sposób uniknąć ryzyka zakażenia nastawu. Dlatego powinno się używać pirosiarczynu potasu - krystalicznej substancji podobnej do drobno zmielonego cukru. Wielu ludzi ma opory przed "siarą", ale mnie do tego dodatku skłoniła uważna lektura <a href="http://www.winodomowedwazero.pl/2013/01/dwutlenek-siarki-w-winie-czyli-nie-taki.html" target="_blank">bloga Filipa</a>, gdzie tłumaczy on, że tego typu domieszka chroni wino przed zepsuciem i nie ma negatywnych następstw dla smaku czy aromatu. Pirosiarczynu powinno się używać do dezynfekcji sprzętu (naczyń, łyżek, tłuczka etc.) oraz wyjałowienia gotowej miazgi owocowej. Wszystkie proporcje i porady praktyczne dotyczące tego tematu <a href="http://www.winodomowedwazero.pl/2014/09/dawki-dwutlenku-siarki-stosowane-w.html" target="_blank">znajdziecie tutaj</a>.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgfU9UY9iQc6B-7E_mgO7HT6cKfchyphenhyphent7jNaEc1DbDe5cojf_LOsdgDzSQ0VQP0_DenKNq4gOs0zvtyeuFlPHwmCDg8CZJKjQ5sbXwboCUYs50yVDNL2lyqfvE63HvgmMhvBEOAkC5Nz07Y/s1600/_MG_3114.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="213" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgfU9UY9iQc6B-7E_mgO7HT6cKfchyphenhyphent7jNaEc1DbDe5cojf_LOsdgDzSQ0VQP0_DenKNq4gOs0zvtyeuFlPHwmCDg8CZJKjQ5sbXwboCUYs50yVDNL2lyqfvE63HvgmMhvBEOAkC5Nz07Y/s320/_MG_3114.jpg" width="320" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Mamy zatem wybrane drożdże, sporządziliśmy roztwór pirosiarczynu potasu, teraz musimy przygotować nastaw. Czyli: oczyścić i wypłukać truskawki, wrzucić je do pojemnika fermentacyjnego i tam zmiażdżyć (np tłuczkiem do ziemniaków) tak, by przybrały postać owocowej pulpy. Teoretycznie powinno się z niej wycisnąć moszcz, a resztę owoców odrzucić, tym niemniej ja preferuję fermentację w miazdze. Wówczas truskawkowy aromat ze skórki lepiej przenika do nastawu, a gorycz z pestek właściwie się nie uwalnia, ponieważ w większości pozostają one nienaruszone.</div>
<div style="text-align: justify;">
Najbardziej uciążliwe jest samo przebieranie i czyszczenie truskawek. To daje w kość. Z drugiej strony - może być to całkiem przyjemna czynność, gdy wykonuje się ją w większej, kilkuosobowej ekipie. Wtedy można wspólnie ponarzekać, powściekać się na małe owoce i zadeklarować, że już w ogóle nie chce się pić żadnego wina, o ile ma to się wiązać z tak katorżniczą robotą.</div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj0kDKfcScR4shQiJTi001alGqZnkdw21L1H98pMOPEbtPrt2yUqHuEyeTVPY1gY4PHkxUxh1X-Z3MwrQ36RVD4YWRryB096lCxPxS-WdKkrPQLmIEZ9pj_rXGApc3QQLi0HffZM48Bt7A/s1600/_MG_3147.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="213" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj0kDKfcScR4shQiJTi001alGqZnkdw21L1H98pMOPEbtPrt2yUqHuEyeTVPY1gY4PHkxUxh1X-Z3MwrQ36RVD4YWRryB096lCxPxS-WdKkrPQLmIEZ9pj_rXGApc3QQLi0HffZM48Bt7A/s320/_MG_3147.jpg" width="320" /></a></div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
Kiedy owoce są przygotowane, wrzuca się je do pojemnika i miażdży. Z tego powodu dobrze zatroszczyć się o balon o szerokim otworze. Od jakiegoś czasu używam w tym celu plastikowych pojemników fermentacyjnych Biowinu (widoczne na pierwszym zdjęciu tego posta). Owszem, nie są one tak stylowe i romantyczne, jak klasyczne, szklane gąsiory oplecione wiklinowym koszykiem, ale mają za to inne zalety, czyli: 1. szeroki otwór umożliwiający szybkie napełnianie, opróżnianie i mycie, 2. niewielką masę, 3. są odporne na stłuczenie, 4. nadrukowano na nich miarkę pojemności i 5. są dużo tańsze niż szklane balony szerokootworowe. Zalet więc jest całkiem sporo i można uznać, że to dobra cena za rezygnację z odrobiny romantyzmu.<br />
<br />
Przed nami kolejny etap: wyjaławianie pirosiarczynem i dosładzanie syropem cukrowym. Pirosiarczyn (jak już wspominałem) sterylizuje nastaw i zabezpiecza go przed rozwinięciem się jakiejś francy, która zepsułaby całą pracę (sami rozumiecie - przy obieraniu truskawek pracowało 8 osób. Zabiłyby mnie, gdyby okazało się, że całą ich robotę diabli wzięli). Na litr miazgi powinno się dać 30 do 50 mg pirosiarczynu (ponownie odsyłam do cytowanego wcześniej <a href="http://www.winodomowedwazero.pl/2014/09/dawki-dwutlenku-siarki-stosowane-w.html" target="_blank">bloga</a>). Po dodaniu, należy pulpę dokładnie wymieszać i zamknąć naczynie. Przez przynajmniej następne 12 godzin nie powinno się dodawać drożdży. Pirosiarczyn w tym czasie jest najbardziej zabójczy i nie patyczkuje się z mikroorganizmami. Nie ma co posyłać szlachetnych winiarskich drożdży w sam środek chemicznego piekła, niech poczekają, aż kurz opadnie.<br />
Teraz czas na słodycz. Truskawki są smaczne, lecz zawierają stosunkowo mało cukru. Dlatego trzeba go dodać, by drożdże miały co przerabiać na alkohol i aby trochę słodyczy pozostało dla smaku. Cukier dodaję w dwóch ratach w odstępie tygodnia: dwa razy po 2,5 l wody z dodatkiem 2 kg cukru. Podobno (bazuję na literaturze przedmiotu) takie rozdzielenie całej porcji jest lepsze dla drożdży, które owszem, sacharozę lubią, ale przy jej wysokim stężeniu zwalniają fermentację.<br />
Kiedy pierwsza partia syropu cukrowego znajdzie się w balonie, dodajemy drożdże, dosypujemy 10 g. pożywki, wlewamy herbatę, wciskamy cytrynę, mieszamy (łyżką odkażoną w roztworze pirosiarczynu) i zamykamy korkiem z rurką fermentacyjną wypełnioną wodą. Odstawiamy w ciemne, ciepłe (przynajmniej 20*C) miejsce. Po tygodniu dokarmiamy drugą partią cukru i czekamy następne 6 - 7 tygodni, aż fermentacja ustanie. W tym momencie nadchodzi czas na zlewanie, ale o tym w kolejnym odcinku.</div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/03968348595482071240noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-1284035376348002946.post-45512144075853270722015-05-29T05:40:00.001+02:002015-05-29T05:40:56.442+02:00Piołunówka<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg5aAwaC4CrrRQjVdUPMdkmu1HM99dBvH2m_F7jsK9aT_JzQ8oIEX2UFlRfGA2U2X1umvJrCfRQToL66OKUH697ZFXJWRw-960s-2HEh2_w9A9-_NIA02ycsIbM24Y6WPznNlowcs2yQiY/s1600/P5171644.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg5aAwaC4CrrRQjVdUPMdkmu1HM99dBvH2m_F7jsK9aT_JzQ8oIEX2UFlRfGA2U2X1umvJrCfRQToL66OKUH697ZFXJWRw-960s-2HEh2_w9A9-_NIA02ycsIbM24Y6WPznNlowcs2yQiY/s320/P5171644.JPG" width="320" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
Jeśli wierzyć zielarzom (a właściwie dlaczego im nie wierzyć?) maj jest najlepszym miesiącem na zebranie gałązek piołunu i nastawienie na nich nalewki o dobroczynnym wpływie na żołądek. Jest ona bardzo gorzka i niełatwa w piciu, ale podobno doskonale pomaga zwalczać wszelkie problemy gastryczne. </div>
<a name='more'></a><div style="text-align: justify;">
Zanim przejdę do przepisów winien jestem małe wyjaśnienie: nie nastawiłem piołunówki. Mimo najszczerszych chęci zrezygnowałem z tego. Przyczyną były mszyce, które szczelnym tłumem oblazły krzak piołunu, jaki zasadziłem przed dwoma laty w zielniku. Inwazja tych owadów była dla mnie niemałym zaskoczeniem, bo nie spodziewałem się, że roślina słynąca z gorzkiego soku będzie cieszyć się taką atencją mszyc (widocznych na zdjęciu powyżej). Cwane bestie zabezpieczyły się przed biedronkami wchodząc w kooperację z mrówkami rudnicami. Do tego impertynencko ignorują nasturcję którą posadziłem tuż obok dla odciągnięcia ich uwagi. Sytuacja zrobiła się na tyle ciekawa, że postanowiłem zobaczyć, jak się rozwinie i odstąpiłem od planu ręcznej eliminacji mszyc (<i>Pirimor</i> nie wchodził w grę, bo później strach byłoby nastawiać na nim nalewkę). Zatem obserwuję owady ssące i zamieszczam nie sprawdzone osobiście przepisy do wykorzystania.</div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhhX2jauMR61cAPrm1WYC0TeEaBpQqOLSiAJTo0Ukz0NwHUWj3Xo7g4sVJbAJWko-JpanQ-x80f1I-8ytfmnQ-Npe_dViYN37XjVIhpu1t0bWbJahbBdRd-UgaOwf0qqOku9ibs1V6drZs/s1600/images.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhhX2jauMR61cAPrm1WYC0TeEaBpQqOLSiAJTo0Ukz0NwHUWj3Xo7g4sVJbAJWko-JpanQ-x80f1I-8ytfmnQ-Npe_dViYN37XjVIhpu1t0bWbJahbBdRd-UgaOwf0qqOku9ibs1V6drZs/s1600/images.jpg" /></a></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="font-size: xx-small;">Źródło: http://www.assenzio.info/forum/viewtopic.php?t=789</span></div>
<div style="text-align: justify;">
1. Najbardziej podstawowy jest następujący:</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Garść młodych liści piołunu zebranych wiosną wrzucić do butelki i zalać do pełna spirytusem. Macerować tydzień, alkohol zlać, rozcieńczyć wódką wedle uznania i pić przy problemach żołądkowych. Nic specjalnie wyrafinowanego.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
2. Jest też jego wersja słodka:</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
1,5 kg białego cukru</div>
<div style="text-align: justify;">
1,5 l wody</div>
<div style="text-align: justify;">
60-70 g młodych pędów piołunu</div>
<div style="text-align: justify;">
2 l spirytusu (96%)</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Wodę zagotować, połączyć z cukrem zrobić syrop. Kiedy jest gorący zalać nim piołun, przestudzić, dodać spirytus, wymieszać, przefiltrować i odstawić w ciemne i chłodne miejsce na 4-5 miesięcy.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
3. Można też przygotować piołunówkę lżejszą alkoholowo, na spirytusie i winie:</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
50g wysuszonego i rozdrobnionego ziela piołunu</div>
<div style="text-align: justify;">
100 ml spirytusu (70%)</div>
<div style="text-align: justify;">
1 l wytrawnego wina (białego lub czerwonego)</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Piołun zalać spirytusem i odstawić na dobę. Po tym czasie dolać wino i na tydzień odstawić w ciepłe miejsce. Następnie nastaw przecedzić, przefiltrować i wlać do butelek z ciemnego szkła (zielona barwa piołunu jest nietrwała i szybko brązowieje pod wpływem światła).</div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjph4UWWhQM-yMToA-QCYNDdbQBxLxvVLryZIhBnbn8E7tNSAdcIMGH9rZIdYRfc_UW8gQgj4IiTGx95Qhovo7fa3iEc07vpl4RRV6ViNvU9laHaK6FuQSj_Wfx-IrssZlzmol9bzO9pxY/s1600/absinth2.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjph4UWWhQM-yMToA-QCYNDdbQBxLxvVLryZIhBnbn8E7tNSAdcIMGH9rZIdYRfc_UW8gQgj4IiTGx95Qhovo7fa3iEc07vpl4RRV6ViNvU9laHaK6FuQSj_Wfx-IrssZlzmol9bzO9pxY/s320/absinth2.jpg" width="320" /></a></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="font-size: xx-small;">Źródło: http://www.vinisfera.pl/wina,702,129,0,0,F,news.html</span></div>
<div style="text-align: justify;">
Wszystko pięknie, lecz pamiętajmy, że renoma piołunowego alkoholu wychodzi daleko poza środek na biegunkę i - z przeproszeniem - glisty. Wszak piołun to <i>Artemisia absinthium </i>i podstawa legendarnego absyntu, który, po okresie ogromnej popularności w II połowie XIX wieku, przed stu laty został oskarżony o powodowanie potwornych zbrodni i zakazany w większej części Europy. Dopiero 20 lat temu dokonał się jego powolny powrót do łask.</div>
<div style="text-align: justify;">
Absynt nie jest typową nalewką. Jego podstawę stanowi destylowany alkoholowy macerat piołunu, którym zalewano mieszanki ziołowe w celu rozbudowania bukietu aromatyczno smakowego i nadania mu charakterystycznej zielonej barwy (niekiedy czerwonej, istniała bowiem i taka odmiana absyntu). Czyli jest to specyficzna synteza destylatu i nastawu. Jego niebagatelna moc (dobiegająca 70 - 80%) i zawartość toksycznego tujonu sprawiały, że przypisywano mu właściwości halucynogenne (stąd nazwa <i>zielona wróżka</i>). Czy rzeczywiście były one tak silne, jak wieść głosiła - trudno powiedzieć, w każdym razie europejska bohema robiła wszystko, by w tym przekonaniu utwierdzić wszystkich filistrów. Udało się to na tyle dobrze, że gdy w 1905 roku Jean Lanfray (szwajcarski robotnik rolny słynący z zamiłowania do absyntu) będąc "pod wpływem" zastrzelił całą swoją rodzinę, europejska opinia publiczna przypisała absyntowi kluczową rolę w doprowadzeniu do tego mordu. Mało kto zwrócił uwagę, że feralnego dnia Jean wypił 7 szklanek wina, 6 kieliszków koniaku, kawę z brandy, dwa kieliszki likieru miętowego, a na koniec dwa kieliszki absyntu. Obarczanie więc tego ostatniego całą winą za zaistniałą sytuację było tak sensowne, jak przypisywanie zespołowi <i>Weekend</i> kluczowej roli w procesie deprawacji polskiej młodzieży. Tym niemniej klamka zapadła, histeria przeważyła i od 1915 r. produkcja absyntu została zakazana w większości krajów europejskich. Dopiero w latach 90. XX wieku zaczęto usuwać jej ograniczenia, ustalając jednak normę maksymalnej zawartości tujonu.</div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg0LN0XdrSHS3-sMRfaMBC_qWfNn3f02AzXHbG2k4hO1fv75NfcQIJIf8c-7yqcZFfWaYGv56e8g0bCSfJVIcJP1ecjKtiiRTJ28Mk91xdVaX2QFsQ6aKNynWEv9EpWIgVJ66mUgwCO6aA/s1600/absinthe-robette-by-henri-privat-livemont.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg0LN0XdrSHS3-sMRfaMBC_qWfNn3f02AzXHbG2k4hO1fv75NfcQIJIf8c-7yqcZFfWaYGv56e8g0bCSfJVIcJP1ecjKtiiRTJ28Mk91xdVaX2QFsQ6aKNynWEv9EpWIgVJ66mUgwCO6aA/s320/absinthe-robette-by-henri-privat-livemont.jpg" width="235" /></a></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="font-size: xx-small;">Źródło: http://jestem-retro.blogspot.com/2011_02_01_archive.html</span></div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
Absyntowy trop widać w niektórych przepisach na nalewki, które są zdecydowanie bardziej złożone od tych trzech przykładów przedstawionych powyżej. Piołun łączy się tutaj z innymi składnikami, zaś smak i aromat zostały dużo staranniej rozbudowane. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
4. Na przykład wersja amerykańska:</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
2 łyżeczki owoców anyżku</div>
<div style="text-align: justify;">
2 łyżeczki korzenia arcydzięgla</div>
<div style="text-align: justify;">
1 łyżeczka suszonego piołunu</div>
<div style="text-align: justify;">
1 łyżeczka majeranku</div>
<div style="text-align: justify;">
1/2 łyżeczki owoców kolendry</div>
<div style="text-align: justify;">
4 nasiona kardamonu</div>
<div style="text-align: justify;">
2 szklanki cukru</div>
<div style="text-align: justify;">
1 l wódki (45%)</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Zioła należy lekko rozgnieść, zalać wódką i połączyć z cukrem. Po tygodniu przefiltrować i odstawić w ciemne miejsce przynajmniej na 3 miesiące.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
5. Może być też wariant polski:</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
garść suszonego piołunu</div>
5 gałązek świeżego dziurawca wraz z kwiatami<br />
2 listki świeżego geranium<br />
8 ziaren czarnego pieprzu<br />
10 rodzynek<br />
3 łyżki miodu<br />
torebka herbaty<br />
1 l wódki (45%)<br />
<br />
Wszystkie składniki należy wymieszać i zalać wódką. Naczynie z nastawem umieścić w rondlu z woda i podgrzewać na małym ogniu przez dwie godziny (nie może się zagotować). Po tym czasie herbatę wyjąć, a nastaw odstawić na tydzień. Gdy minie - przefiltrować, rozlać do butelek i niech dojrzewa przynajmniej przez 3 tygodnie.Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/03968348595482071240noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-1284035376348002946.post-16742058208300526342015-05-12T07:52:00.000+02:002015-05-12T07:52:12.398+02:00Brzoza<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjdwgEZi6QOwDmY9azIW3UcprpWJONjOWoDZ5QkpYjmGvoBWoBRiZNe24D3MakI61KmXEr2epYOxbArYK36eObMlK21oUJe_i6byAly8quuqtffA75S6dXZatcTMM7NiFDwQj9jYuUTfho/s1600/P5090003.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjdwgEZi6QOwDmY9azIW3UcprpWJONjOWoDZ5QkpYjmGvoBWoBRiZNe24D3MakI61KmXEr2epYOxbArYK36eObMlK21oUJe_i6byAly8quuqtffA75S6dXZatcTMM7NiFDwQj9jYuUTfho/s320/P5090003.JPG" width="320" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
W zeszłą środę musiałem przewieźć brodzik z supermarketu budowlanego. Nie był on wielki (90 cm x 90 cm), ale opakowany w styropian i karton, więc nagle okazało się, że do zwykłego samochodu osobowego nijak nie wejdzie. Pozostawało zadzwonić po taksówkę i poprosić, by przysłali kombiaka. Przyjechał szybko, a kierujący nim pan Jarosław okazał się osobą wielce inspirującą.</div>
<a name='more'></a><div style="text-align: justify;">
Właściwie już na początku wszystko wskazywało na to, że nie będzie to zwyczajny kurs, ponieważ w bagażniku taksówki leżało sporo ziela jaskółczego. Znam je trochę, bo dziecięciem będąc zbierałem je dla mojej babci, która usuwała jego sokiem kurzajki. Gdy samochód ruszył, upewniłem się, czy prawidłowo rozpoznałem roślinę. I wtedy się zaczęło.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br />
Okazało się, że pan Jarosław jest miłośnikiem zielarstwa, sporo na jego temat może powiedzieć i ciągle poszerza swoją wiedzę, szybko więc rozmowa zeszła na tory bardzo mnie interesujące - wykorzystania roślin w nalewkach i napitkach (również bezalkoholowych). I właśnie w ten sposób dowiedziałem się o herbatce z brzozy.</div>
<div style="text-align: justify;">
Jej przygotowanie jest bardzo proste, Chodzi o to, by garść (40 - 50 sztuk) świeżych liści brzozowych, zebranych w miejscu oddalonym od przemysłu i dużych dróg, zalać litrem wody i gotować przez 15 minut. Pić można bezpośrednio po przygotowaniu - gorące lub schłodzone. Jaki ma smak? Tu już trzeba więcej napisać.<br />
Pierwsze wrażenie jest nieco zaskakujące - napar (jak widać na zdjęciu) ma barwę czarnej herbaty - brązową ze złocistymi refleksami i bardzo przyjemny orzeźwiający aromat. Jednak smak jest zupełnie nieherbaciany i praktycznie identyczny ze smakiem soku brzozowego. Na swoje potrzeby nazywam go "przyjemną wodą", ponieważ robi wrażenie świeżej wody nieco bardziej "miękkiej". I właśnie to zmiękczenie decyduje o wyjątkowości smaku soku z brzozy. Z naparem jest tak samo: mamy "przyjemną wodę" i dopiero później odczuwa się lekką, ziołową goryczkę przypominającą posmak cytrusowego albedo. Najbardziej zaskakujący jest finisz: chłodny i delikatnie miętowy. Zdecydowanie orzeźwiający.<br />
Tak smakuje napar brzozowy bez dodatków. Jednak można go lekko osłodzić miodem. Dodałem gryczanego (pół łyżeczki na 250 ml kubek) i rzeczywiście wzbogacił smak. Pojawiła się lekka słodycz, goryczka stępiała, natomiast orzeźwiający posmak pozostał. Smakował wybornie, tym bardziej, że pijałem go w przerwach między pracami ogrodniczymi (w ten weekend były one wybitnie "siłowe") i tym bardziej doceniałem znaczenie takiego lekkiego napitku. Z tego, co wiem (już nie tylko od pana Jarosława, ale z innych lektur) napar z brzozowych liści dobrze działa na nerki i drogi moczowe.<br />
<br />
Wszystko ładnie, ale gdzie tu nalewka? Zaraz będzie i o niej, bo nie byłbym sobą, gdybym nie poruszył tego wątku. Pan Jarosław zaproponował utrwalenie wywaru alkoholem. jednak nie sądzę, by był to pomysł dobry. Aby rzeczywiście utrwalić go (zabezpieczyć przed infekcjami), należałoby dolać ok 200 - 250 ml spirytusu 96% na litr naparu osiągając tym samym moc zbliżoną do porto ( 192/1200 = 16%, 240/1250 = 19,2%). Jednak spirytusowy posmak całkowicie zabiłby delikatny smak napoju.<br />
Trzeba zatem spróbować innej drogi. Napar niech pozostanie bezalkoholowy, a nalewkę można nastawić zalewając liście alkoholem. Nie będzie to miało specjalnych walorów smakowych, lecz, jak przekonuje <a href="http://pracownianalewek.blogspot.com/2014/11/zioa-w-nalewkach-leczniczych.html" target="_blank">Mateusz Emanuel Senderski</a>, da środek działający oczyszczająco na nerki i drogi moczowe, moczopędny i przeciwzapalny. Aby ja uzyskać, należy:<br />
<br />
30 g świeżych (10 g suszonych) liści brzozy zalać 0,5 l wódki<br />
<br />
a następnie odstawić na 2 tygodnie w ciemne miejsce i co jakiś czas wstrząsać. Po tym czasie zlać, liście odcisnąć a nalewkę wlać do butelki z ciemnego szkła i trzymać w ciemności. Pić trzy razy dziennie po 20-40 kropli na filiżankę przegotowanej wody.</div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/03968348595482071240noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-1284035376348002946.post-53246398774811951852015-04-27T10:53:00.001+02:002015-04-27T10:53:10.055+02:00"Starka"<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiOYpEyu7wWr3JO3o7K5rN4LwKyzLaSJFYkgpjOgTwfrQAWZCXfPsW7IwtKiPq76eWgArinvsGmSdKd6fPvaZNKY_sbWlfbTQSIQDFVkEx-FtcGpaZD_2nmU7Zafhvas3hDpyIdvbbKVPo/s1600/starka0001.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiOYpEyu7wWr3JO3o7K5rN4LwKyzLaSJFYkgpjOgTwfrQAWZCXfPsW7IwtKiPq76eWgArinvsGmSdKd6fPvaZNKY_sbWlfbTQSIQDFVkEx-FtcGpaZD_2nmU7Zafhvas3hDpyIdvbbKVPo/s1600/starka0001.jpg" height="285" width="320" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
Dziś nie zrecenzuję typowej reprezentantki literatury nalewkowej. <i>Starka - Perła w koronie polskich trunków w historii i miniaturze</i> nie zawiera przepisów i porad kulinarnych, ale prezentuje historię polskiej wódki równie mocno związanej z naszą tradycją, co nalewki. Jednak znacznie trudniej wyprodukować ją samodzielnie. Nie chodzi tylko o kwestię dostępu do surowców i wyposażenia, ale także czasu, który musi upłynąć, by surowy destylat żytni nabrał charakteru wykwintnego trunku.</div>
<a name='more'></a><div style="text-align: justify;">
Książeczka składa się z dwóch zasadniczych części. W pierwszej (składającej się w dużym stopniu z przedruków z prasy przed- i powojennej oraz literatury wspomnieniowej) omówiono historię starki oraz specyfikę jej produkcji. Ta ostatnia jest dość prosta (w takim sensie, w jakim Franciszek Fiszer mawiał, że lubi proste jedzenie, bo - <i>szampan i kawior, cóż może być prostszego?</i>), gdyż polegała na nalaniu surowego destylatu żytniego do beczek dębowych i wieloletnim (wielodziesięcioletnim) przechowywaniu ich w chłodnym, stabilnym pod względem temperatury i wilgotności miejscu. Prościutkie, prawda?</div>
<div style="text-align: justify;">
Niby tak, ale jednocześnie wymagające. Bo tu (jak w przypadku wszystkich alkoholi dojrzewających) diabeł tkwi w szczegółach, których jest tak wiele, że licho ma mnóstwo świetnych kryjówek. Znaczenie ma proces zacierania i destylacji, drewno, z jakiego zrobiono beczkę oraz sam proces jej wytwarzania, jej historia, specyfika magazynu, proces kupażowania dojrzałego nastawu itp, itd. A przy okazji ważna jest epoka historyczna, bo nic tak nie przeszkadza w produkcji starki, jak wojny i gromady spragnionych sołdatów.</div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhWpcnV3UEs4L0ATaepn3eZxudTMlOLf0yKPL1YuLfRPQTU6kWYvNNQxrmqZrnV0bBW6ghdpjHJooRMO9SyTMOq4aUhry7yRMZeNPD3EvikwXfOh99jUu_rfim2N2GV2zZoTU3e42f0uCA/s1600/starka+20001.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhWpcnV3UEs4L0ATaepn3eZxudTMlOLf0yKPL1YuLfRPQTU6kWYvNNQxrmqZrnV0bBW6ghdpjHJooRMO9SyTMOq4aUhry7yRMZeNPD3EvikwXfOh99jUu_rfim2N2GV2zZoTU3e42f0uCA/s1600/starka+20001.jpg" height="302" width="320" /></a></div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
Drugą część książeczki poświęcono projektowi "Starka" stworzonemu i zrealizowanemu przez grupę kolekcjonerów miniaturek alkoholi skupionych na <a href="http://www.alkoholeminiaturki.fora.pl/" target="_blank">Pierwszym Oficjalnym Polskim Forum Minialkoholistów Maniaków</a> W latach 2009 - 2011 udało im się doprowadzić do wydania specjalnej edycji miniaturek dwóch starek - Starki Banquet 30 yo i Starki Pięćdziesięcioletniej. Nie było to łatwe zadanie, zwłaszcza, że Maniacy musieli nie tylko zdobyć interesujący ich i słabo dostępny alkohol, ale także walczyć z bezwzględnym czasem (likwidacja Polmosu Szczecin mającego prawa do produkcji starki) i doprowadzić do stworzenia stosownej dla tego trunku oprawy. Historia to ładna i bardzo inspirująca, choć przy okazji ogarnia smutek na myśl, że owa perła w koronie obecnie została nieco zapomniana.<br />
<i>Starka</i>... jest nie tylko interesująca merytorycznie, ale także bardzo ładnie wydana graficznie. Okładka wprawdzie dość skromna, ale w środku mnóstwo zdjęć, reprodukcji i grafik. Naprawdę dobra robota. Aż szkoda, że cały nakład został praktycznie wyczerpany, bo dla każdego miłośnika alkoholi i ich historii może być to prawdziwa gratka. Przy okazji dziękuję <a href="http://blog.czajkus.com/" target="_blank">Łukaszowi</a> za sprezentowanie jednego egzemplarza :)<br />
<br />
Łukasz Czajka (red.)<i> Starka - Perła w koronie polskich trunków w historii i miniaturce</i>, Kraków, 2013 74 s.</div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/03968348595482071240noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-1284035376348002946.post-29574458815619586832015-04-22T07:19:00.001+02:002015-04-22T07:19:06.148+02:00Nalewka lipowa na miodzie<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjRHhHw-JIrM8Ysj-8J_FkkBmRrJiW1kBHHRf3YY1EpvJlT_g9nhiTmN-8hmzYcrt3KwT7JAyUod6mnby1Z8fO7_ziBTmygDJqBeUQL0Z6LRjWVGBFp-_Qo5_-CLpmHpQAUPHW4lc73zAg/s1600/lipa.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjRHhHw-JIrM8Ysj-8J_FkkBmRrJiW1kBHHRf3YY1EpvJlT_g9nhiTmN-8hmzYcrt3KwT7JAyUod6mnby1Z8fO7_ziBTmygDJqBeUQL0Z6LRjWVGBFp-_Qo5_-CLpmHpQAUPHW4lc73zAg/s1600/lipa.jpg" height="240" width="320" /></a></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="font-size: xx-small;">Źródło: http://www.pszczolyimiod.pl/miod-lipowy-najszlachetniejszy-produkt-z-pasieki-aa/</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Dziś będzie nietypowo. Mamy dopiero drugą połowę kwietnia, ale już w tym momencie prezentuję przepis na nalewkę lipową i to wcale nie jest pomyłka. Wręcz przeciwnie - czas najwyższy, by przystąpić do przygotowań i w lipcu nie obudzić się z przysłowiową ręką w przysłowiowym nocniku.<br />
<a name='more'></a>Prawie dwa lata temu publikowałem już przepis na <a href="http://pracownianalewek.blogspot.com/2013/07/nalewka-lipowa.html" target="_blank">nalewkę lipową</a>. Jednak, jeśli mam być szczery, to trochę mnie ona rozczarowała. Nie jest zła w smaku, ale to, co mi przeszkadza, to ostrość alkoholu. Po prostu, mimo upływu czasu, mocno trąci gorzałką. Aromat lipy jest bardzo dyskretny i nie potrafi się przebić przez silny atak spirytusowy. Już wtedy Blogerzy z <a href="https://nalewkownia.wordpress.com/2011/07/01/lipniak-na-miodzie/" target="_blank">Nalewkowni</a> sugerowali mi, że warto by było coś zmienić. To "coś" to dodatek miodu lipowego łagodzący uderzenie spirytusu. Ujmując rzecz w skrócie - wszystko polega na przygotowaniu zalewy miodowo alkoholowej, poczekaniu by dojrzała i "doaromatyzowaniu" jej świeżymi kwiatami lipy<br />
<br />
Trochę poczytałem, porównałem przepisy i doszedłem do wniosku, że coś w tym musi być. Kwestią sporną jest, jak długo zalewa powinna dojrzewać. Nalewkownia przyjmuje trzy tygodnie. Jan Rogala - ponad dwa miesiące. Ja bardziej skłaniam się ku drugiemu rozwiązaniu, bo wiem, że miód w alkoholu lubi poleżeć dłużej.<br />
Dlatego dzisiejszy wpis zaczynam w kwietniu a skończę w lipcu, gdy lipa na wsi wyda kwiaty i będzie można zamknąć proces wytwarzania tego napoju. W międzyczasie pojawi się też więcej zdjęć, co by wpis nie był "łysy". Moje fotki są, jakie są, ale przynajmniej trochę rozluźniają tekst, a to już jest jakaś zaleta.<br />
<br />
Czego potrzebujemy?<br />
<br />
0,5 l spirytusu (96%)<br />
0,5 l wody<br />
0,5 l miodu <b>lipowego </b>(ok. 650 - 700 g)<br />
2 szklanek świeżych kwiatów lipy<br />
skórki z 1/2 cytryny <br />
<br />
W kwietniu lub na początku maja należy przygotować zalewę miodową: miód rozprowadzić w ciepłej wodzie i dodać do niego spirytus. Całość dokładnie wymieszać i odstawić. Po dwóch - trzech tygodniach dobrze zlać alkohol znad osadu.<br />
<br />
Gdy zakwitną lipy, należy zebrać dwie szklanki samych kwiatów. Wszystkie łodyżki powinno się usunąć, ponieważ dodadzą one niepotrzebnego trawiastego posmaku. Ten wsad zalewa się uzyskanym wcześniej nastawem miodowym, dodaje skórkę startą z połowy wyszorowanej i sparzonej cytryny i odstawia w ciemne, chłodne miejsce na dwa tygodnie. Po tym czasie ściąga się alkohol znad osadu i odstawia w ciemne miejsce na 5 miesięcy, by dojrzał.<br />
<br />
Jeśli jesteśmy już przy temacie miodowym, to chciałbym poruszyć pewną sprawę, która ostatnimi czasy mnie zainteresowała. Otóż trafiłem na informację <a href="https://polakpotrafi.pl/projekt/pasieka-pod-macierzankowym-wzgorzem" target="_blank">Agnieszki i Przemka</a>, chcących założyć pasiekę w małej wiosce na Warmii, w której, poza wytwarzaniem miodu, realizowane byłyby cele edukacyjne polegające na zapoznawaniu dzieci z życiem pszczół i funkcjonowaniem ula. Jak to często bywa, środków na przedsięwzięcie brakuje, więc Pomysłodawcy postanowili skorzystać z pomocy serwisu crowdfundingowego, dzięki któremu osoby chcące zrealizować swój pomysł mogą zebrać środki korzystając ze wsparcia ludzi skłonnych im pomóc. Jak działa ten serwis - można przeczytać <a href="https://polakpotrafi.pl/czym-jest-polak-potrafi" target="_blank">tutaj</a>. Pisząc w skrócie, jeśli autorom projektu uda się zgromadzić docelową kwotę - fundują darczyńcom różne podarki, a poza tym zobowiązują się do zrealizowania swojego pomysłu i przedstawienia szczegółowego sprawozdania z prac. Jeśli im się nie uda - przekazane pieniądze wracają do darczyńców. <br />
<br />
Pomysł spodobał mi się z trzech powodów (przemilczę moją słabośc do miodu i sympatie do pszczelarstwa):<br />
1. Jak wiadomo, pszczołom coraz trudniej żyć we współczesnym świecie, dobrze jest więc wspierać ich żywot tak, jak robią to pszczelarze. Tym samym - im więcej pasiek, tym większa szansa na poprawienie stanu pszczelej populacji<br />
2. Warto wspierać wszelkie przedsięwzięcia edukacyjne, szczególnie kierowane do dzieci w wieku przedszkolnym, zwłaszcza na polskiej prowincji cierpiącej na deficyt tego typu aktywności<br />
3. Ludzie, którzy postanawiają zrezygnować z życia w mieście i przenoszą się na wieś z pewnością są odważni i zdeterminowani. Warto im pomóc w realizacji planów, które przecież posłużą również innym.<br />
<br />
Dlatego mam prośbę: jeśli patrzycie na sprawę podobnie, wesprzyjcie projekt Agnieszki i Przemka. Ja ich wsparłem.</div>
<br />Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/03968348595482071240noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-1284035376348002946.post-85071220839566571572015-04-17T12:55:00.003+02:002015-04-18T11:07:05.421+02:00Likier antylski<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi66JdF53Na2sSq03r4RSIlQnPbeGd0wl15FQTjDMxBdz1fqZpT4CJfSNSRdEsYx0_uKyg6PiC1vNT8cvz25jwB8G0FBRWAWWbxCxIyRpYnX6KyP_y0GsW3KpsgAJ00NmEicRTWOzsrXeE/s1600/jack-sparrow1.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi66JdF53Na2sSq03r4RSIlQnPbeGd0wl15FQTjDMxBdz1fqZpT4CJfSNSRdEsYx0_uKyg6PiC1vNT8cvz25jwB8G0FBRWAWWbxCxIyRpYnX6KyP_y0GsW3KpsgAJ00NmEicRTWOzsrXeE/s1600/jack-sparrow1.jpg" height="200" width="320" /></a></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="font-size: xx-small;">źródło: http://timetocookonline.com/2014/01/20/transylvanian-apple-tart/jack-sparrow-2/</span></div>
<div style="text-align: justify;">
Czas mija, zrobiła się połowa kwietnia, a moja blogowa pauza wielkanocna trwa w najlepsze. Pora ją kończyć i wracać do pracy, a raczej - zajrzeć do przepisów niczym Jack Sparrow do butelek i znaleźć w nich coś interesującego. Dziś (a właściwie jakieś dwa tygodnie temu) moje oko spoczęło na recepturze zapisanej w <a href="http://pracownianalewek.blogspot.com/2014/09/krupniki-likiery-nalewki.html" target="_blank">niewielkiej książce Hanny Szymanderskiej</a>. Będzie bardzo aromatycznie.</div>
<a name='more'></a>Likier antylski wytwarza się etapami i zajmuje to około 10 - 14 dni. Nie da się tego uniknąć, ponieważ składniki tego alkoholu dodaje się w ustalonej kolejności i nie mogą zbyt długo zalegać w nastawie. Nie wiem, skąd pochodzi nazwa, prawdopodobnie nadał ja jakiś domorosły nalewkowicz, jednak jest bardzo adekwatna, ponieważ likier ten zawiera kilka elementów stereotypowo kojarzących się z Antylami: rum, wanilię, pomarańcze i kawę.<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjR-Pc03FcHVwaFUynZjsMVNJPRhSqDzQA8BUu3R8uajkhemmCeKCXfKwOHlD81IFIJQRPD5eZ3pNqxXOZECBw0DC6-erw2Pap_ujHFdpVT3dfGi4qHUoJtfS5036BDILRe29q7Z114MOI/s1600/P3261397.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjR-Pc03FcHVwaFUynZjsMVNJPRhSqDzQA8BUu3R8uajkhemmCeKCXfKwOHlD81IFIJQRPD5eZ3pNqxXOZECBw0DC6-erw2Pap_ujHFdpVT3dfGi4qHUoJtfS5036BDILRe29q7Z114MOI/s1600/P3261397.JPG" height="240" width="320" /></a></div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
Pisząc zaś konkretnie, potrzebujemy:</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
trzech pomarańczy</div>
<div style="text-align: justify;">
trzech szklanek rumu (obojętne czy jasnego, czy ciemnego. Ja wybrałem ten drugi)</div>
<div style="text-align: justify;">
1 laski wanilii</div>
<div style="text-align: justify;">
kilku suszonych śliwek bez pestek </div>
<div style="text-align: justify;">
80 gramów cukru (użyłem białego, ale myślę, że brązowy byłby bardziej "antylski")</div>
<div style="text-align: justify;">
100 ml wody</div>
<div style="text-align: justify;">
łyżki stołowej mocnej kawy (w opisywanym przypadku zaparzyłem kawę z 250 ml wody i czterech kopiastych łyżeczek mielonej kawy)</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Skórkę ściągniętą z pomarańczy należy "ogolić" z albedo - tej białej, gąbczastej warstwy spodniej i pokroić na drobne kawałki. Nie trzeba wycinać z nich egzotycznych masek, chyba że chcemy zrobić zdjęcie na bloga, kończą się nam pomysły i mamy już serdecznie dość zdjęć skórek zdjętych z cytrusów robionych pod różnymi kątami i z rożnych odległości.</div>
Skórki zalewamy rumem i odstawiamy na 5-7 dni.<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjCra5YO07l8SfUck7gvToe0a8jY9inuuIupvlvknhxcchlAEQ0NYSykmot30Ozis328nR5zXhBIswYu-gt-1huKY3VAerR7BizRIQFfS3wUuU1lXW0HPAyHVSloZENp87wQSDAilUd49U/s1600/Zdj%C4%99cia+z+karty+1084.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjCra5YO07l8SfUck7gvToe0a8jY9inuuIupvlvknhxcchlAEQ0NYSykmot30Ozis328nR5zXhBIswYu-gt-1huKY3VAerR7BizRIQFfS3wUuU1lXW0HPAyHVSloZENp87wQSDAilUd49U/s1600/Zdj%C4%99cia+z+karty+1084.jpg" height="240" width="320" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
Po tym czasie alkohol trzeba odcedzić i przystąpić do drugiego etapu produkcji. Polega on na sporządzeniu gęstego syropu cukrowego, pokrojeniu wanilii i suszonych śliwek i kilkuminutowym podgotowaniu ich w syropie tak, by nabrał on lekko bursztynowej barwy. Wtedy kończymy podgrzewanie i pozwalamy syropowi lekko przestygnąć, a następnie wlewamy do niego oczekujący "zpomarańczowiony" rum. Całość ponownie odstawiamy na 5 - 7 dni</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjbLtYDcdxT1vWrK-f-5_kdwcgUwIJs1CwcfI5uoxGyziBK_ZdjD7bWjrMi83zptpZpSrSkjDjLFgyY1Q8J9eftwIMIknZ9auU6yEfV_mnPSRFS5evME2BCpt5KLA5JZ6kALKsS9OHY6lk/s1600/Zdj%C4%99cia+z+karty+1088.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjbLtYDcdxT1vWrK-f-5_kdwcgUwIJs1CwcfI5uoxGyziBK_ZdjD7bWjrMi83zptpZpSrSkjDjLFgyY1Q8J9eftwIMIknZ9auU6yEfV_mnPSRFS5evME2BCpt5KLA5JZ6kALKsS9OHY6lk/s1600/Zdj%C4%99cia+z+karty+1088.jpg" height="240" width="320" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
Ostatni etap wytwarzania jest najprostszy. Odcedzamy nalewkę, wyrzucamy śliwki i wanilię i do otrzymanego alkoholu wlewamy łyżkę mocnej kawy. Mieszamy i odstawiamy na 3 - 4 miesiące. A później wystarczy, że znajdziemy jakąś Elizabeth, karaibską plażę i możemy się cieszyć dojrzałym likierem.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<iframe allowfullscreen="" class="YOUTUBE-iframe-video" data-thumbnail-src="https://i.ytimg.com/vi/2CMsyVwEf8c/0.jpg" frameborder="0" height="266" src="http://www.youtube.com/embed/2CMsyVwEf8c?feature=player_embedded" width="320"></iframe></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Przyznam, że nie mogłem się oprzeć i spróbowałem likieru zaraz po wytworzeniu. Słodki, początkowo mocno owocowy i alkoholowy w smaku, z czasem staje się bardziej waniliowy. Na końcu mocno wyczuwalna gorzkawa i lekko oleista pomarańcza. Dobre! Pewnie z czasem alkohol stanie się niewyczuwalny, a pozostałe smaki się zharmonizują. Oho, będzie to bardzo niebezpieczny napój.</div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/03968348595482071240noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-1284035376348002946.post-75265750868592193872015-03-30T09:18:00.000+02:002015-03-30T09:18:10.860+02:00Krótkie sprawozdanie<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEggXneS7SbF4SUZ8ZVp2ekP1RBIDyjC3h3xAtDc1CLO45XGazMKv-tEqjiKbQzEl2CRczsSMU8wZCjA2dI5pbNqNJChKVf-v-YuQZw_NAhtOuiF0Xk5EDs25EvA8MuFOI10TKA1JXsTxhA/s1600/P3281402.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEggXneS7SbF4SUZ8ZVp2ekP1RBIDyjC3h3xAtDc1CLO45XGazMKv-tEqjiKbQzEl2CRczsSMU8wZCjA2dI5pbNqNJChKVf-v-YuQZw_NAhtOuiF0Xk5EDs25EvA8MuFOI10TKA1JXsTxhA/s1600/P3281402.JPG" height="240" width="320" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
Skoro nadeszła sobota, 28 marca, nastąpiło również spotkanie nalewkowe. Cóż to się na nim działo! Słowo nie wypowie, pióro nie opisze, co najwyżej można postarać się zdać krótką relację, która jedynie w ogólnym zarysie przedstawi to, co miało miejsce.</div>
<a name='more'></a>Otóż, zgodnie z planem, zebraliśmy się w zacnym gronie około 16.00. Najpierw przyszli Ilona z Tomkiem oraz Łukasz, później dołączył Jerzy, a na końcu Iza z Grześkiem i najmłodszymi uczestnikami spotkania - Tosią i Jasiem. Od razu uspokajam - nie doszło do żadnej demoralizacji dzieci, nie podawano im alkoholu, nie zmuszano do picia, ani nie dochodziło do innych zachowań niestosownych. Młodzież miała natomiast okazję skorzystać z kącika zabaw dziecięcych, który w Bioculturze jest naprawdę rozbudowany i niebanalny.<br />
<br />
<div style="text-align: justify;">
Lista nalewek, jakie wzięły udział w spotkaniu jest równie długa, co uczestników. Poza moimi, które zapowiadałem już wcześniej (wiśniówką, gruszkówką, likierem staroświeckim, nalewką z czarnego bzu i imbirówką) pojawiły się wiśniówka i mirabelkówka przyniesione przez Łukasza, głogówka od Jurka i smorodinówka od Grześka.</div>
<div style="text-align: justify;">
I zaczęła się degustacja. O tym można by dużo pisać. Kolejne trunki lądowały w kieliszkach i od razu budziły różne opinie, nierzadko głęboko sprzeczne. To, co dla jednych było świetnym likworem - u innych budziło mieszane uczucia. Dość powiedzieć, że gdybym miał wymienić te napitki, które zasmakowały mi najbardziej, to wskazałbym głogówkę (w ogóle nie spodziewałem się, że może mieć ona tak elegancki i złożony smak), mirabelkówkę (kwaskowata i bardzo orzeźwiająca, mimo wyczuwalnej mocy alkoholowej) oraz smorodinówkę (intensywna i owocowa w smaku).</div>
<div style="text-align: justify;">
Nalewki spływały do kieliszków i gardeł, butelki stopniowo się wyczerpywały, nastroje biesiadników były doskonałe, a czas płynął. Ilość wątków i poruszanych tematów, tudzież żartów i <i>facecji</i> trudno wręcz zliczyć. Ale niestety - w końcu nadeszła 22.00 i trzeba się było pożegnać. Myślę jednak, że ten sukces należy powtórzyć i początek jesieni byłby chyba dobrym momentem.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Wszystkim Uczestnikom, którzy zdecydowali się spędzić z nami sobotnie popołudnie i wieczór bardzo dziękuję. Tych, którzy nie byli, od razu pocieszam - pewnie będzie okazja do nadrobienia.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
W niedzielę trudno mi było podnieść się z łóżka. To pewnie efekt przesunięcia godziny do przodu.</div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/03968348595482071240noreply@blogger.com6tag:blogger.com,1999:blog-1284035376348002946.post-55241905445716371212015-03-25T09:10:00.001+01:002015-03-25T09:10:44.120+01:00Nalewka na suszonych owocach czyli pożegnanie zimy<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj6WsqFKt7GXdF471SvjIUH7rLfMwAjkGBt4obPpEDJZH6i1x8_yNbs3PJETrJV3qSz6u4fIkAqhnyYypk68_unPPlgriwzfRfhdi_dFJeoNHgzpq3i4OM6RKk6T-dljrxQV6Xyk6PhGtk/s1600/P3251393.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj6WsqFKt7GXdF471SvjIUH7rLfMwAjkGBt4obPpEDJZH6i1x8_yNbs3PJETrJV3qSz6u4fIkAqhnyYypk68_unPPlgriwzfRfhdi_dFJeoNHgzpq3i4OM6RKk6T-dljrxQV6Xyk6PhGtk/s1600/P3251393.JPG" height="240" width="320" /></a></div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
Kiedyś, przed laty, gdy byłem małym, słodkim przedszkolakiem, zimę żegnałem wraz z koleżankami i kolegami nad brzegiem tego stawu położonego tuż obok mojego przedszkola. Nasza Pani niosła zrobioną przez nas Marzannę, która w chwilę później lądowała w lodowatej wodzie.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<i>Marzanno, Marzanno</i></div>
<div style="text-align: center;">
<i>Ty zimowa panno...</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i> </i>- darliśmy się wniebogłosy<i> </i></div>
<div style="text-align: center;">
<i>...W wodę cię wrzucamy</i></div>
<div style="text-align: center;">
<i>Bo wiosnę witamy!</i></div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Teraz, po latach, również postanowiłem pożegnać zimę, ale nieco inaczej - nastawiając typowo zimową nalewkę z nadzieją, że już niedługo pojawią się świeże owoce.</div>
<a name='more'></a>Jest to napój dość prosty w przygotowaniu, a zarazem dający spore możliwości modyfikacji. Pisząc w skrócie - chodzi o zalanie wybranych suszonych owoców wódką. Dziś wybrałem jabłka, śliwki i morele. Ale równie dobrze można dodać gruszki, rodzynki, żurawinę, figi i inne owoce, jakie nam przyjdą na myśl. Ważne jedynie, by pamiętać o ryzyku przesłodzenia. Właśnie dlatego starałem się, aby jabłka stanowiły mniej więcej połowę owocowego wsadu i kwaskowatością równoważyły słodycz śliwek i moreli.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjufWp0QhQS4R3vWdj1rs6bABA5X_ISxTucREUAQb6hJ12dbhUH7Ku2YFGSn-NlL7gTkszWGr3XM5Z4dD3NuCy9TWo6gC0RmGpTfDu6SkOUyPOVh_ArEWJdb3U5mwXSsYZ4kSoudHi1R14/s1600/P3241384.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjufWp0QhQS4R3vWdj1rs6bABA5X_ISxTucREUAQb6hJ12dbhUH7Ku2YFGSn-NlL7gTkszWGr3XM5Z4dD3NuCy9TWo6gC0RmGpTfDu6SkOUyPOVh_ArEWJdb3U5mwXSsYZ4kSoudHi1R14/s1600/P3241384.JPG" height="240" width="320" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Te ostatnie trafiły mi się dość dziwne - ciemne i bardzo słodkie, w smaku nieco przypominały figi. Na początku miałem nadzieję, że są popsute i będę mógł z czystym sumieniem poawanturować się w sklepie, jednak okazało się, że wszystko jest w porządku.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh5qM6bTZUnd8WvrLybkIqZY0G2e41eUt08kBz6U3bLBU-Xzq9Nnk97je2XF3xrPO5sRju_gX90XEEt3qq194VvYSQO7D_jG9TR79Wrh5Zu261YJvsmE_d_s5hqbx9OPtMDUJQTqHJ2dls/s1600/P3241380.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh5qM6bTZUnd8WvrLybkIqZY0G2e41eUt08kBz6U3bLBU-Xzq9Nnk97je2XF3xrPO5sRju_gX90XEEt3qq194VvYSQO7D_jG9TR79Wrh5Zu261YJvsmE_d_s5hqbx9OPtMDUJQTqHJ2dls/s1600/P3241380.JPG" height="240" width="320" /></a></div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
Zatem:</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
2 garści suszonych jabłek</div>
<div style="text-align: justify;">
1 garść suszonych śliwek (bez pestek)</div>
<div style="text-align: justify;">
1 garść suszonych moreli</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Rozdrabniamy na niewielkie kawałki i zalewamy <b>trzema szklankami wódki</b> (40%). </div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj2g5dmh62Y_22zckgTA4XpezT5YOf9Jl-rxA_h1hgMO9rx3E3qVqW95hwxWJZzwJ-ckWfU59Grl0z0C96Nty84-0Q9oX6GFbc_gJ_doccSarOYlEHpO2AurC24Mgq9o93RXDXCcd-psoM/s1600/P3241386.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj2g5dmh62Y_22zckgTA4XpezT5YOf9Jl-rxA_h1hgMO9rx3E3qVqW95hwxWJZzwJ-ckWfU59Grl0z0C96Nty84-0Q9oX6GFbc_gJ_doccSarOYlEHpO2AurC24Mgq9o93RXDXCcd-psoM/s1600/P3241386.JPG" height="320" width="240" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
I tyle. Słój odstawiamy w ciepłe miejsce na 3 tygodnie. Po tym czasie odcedzamy (owoce możemy wykorzystać do ciasta czy deseru dla dorosłych) i nalewka wędruje do szafki na 3 miesiące by się spokojnie przegryźć.<br />
Suszone owoce w ogóle są wdzięcznym, choć niedocenianym materiałem nalewkowym. Zwłaszcza, jeśli preparuje się je w sposób tradycyjny (dziś prawie nie stosowany), dzięki czemu nabierają lekko dymnego aromatu i posmaku. W nastawie on bardzo ładnie wychodzi i nadaje mu pewnej wytrawności kojarzonej z leżakowanymi alkoholami (np. starką).</div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/03968348595482071240noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-1284035376348002946.post-87940040681816183622015-03-15T08:21:00.000+01:002015-03-16T21:21:35.558+01:00Już za chwileczkę, już za momencik...<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEggJIIlJNLh2PhGQqEAjaf1X8ld6IK5pMBfRRDvl9mjGv8JT1Ii8FwHpCQsUf1CTvoOmKgE0MG0sAcMokR23g0Yh4iPDlRGaw_zcqWytWx3hqSO7YFN1yh7NTPcHrUiHVxGCI4NoQ26o0Q/s1600/P3112875.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEggJIIlJNLh2PhGQqEAjaf1X8ld6IK5pMBfRRDvl9mjGv8JT1Ii8FwHpCQsUf1CTvoOmKgE0MG0sAcMokR23g0Yh4iPDlRGaw_zcqWytWx3hqSO7YFN1yh7NTPcHrUiHVxGCI4NoQ26o0Q/s1600/P3112875.JPG" height="240" width="320" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>... piątek z Pankracym zacznie się kręcić</i>. Heh, nie piątek, a sobota i nie z Pankracym, ale z nalewkami. Przypominam, że za niecałe dwa tygodnie, 28 marca odbędzie się spotkanie nalewkowe, na które serdecznie zapraszam. Kilka Osób już zapowiedziało swoją obecność (między innymi Łukasz "<a href="http://blog.czajkus.com/" target="_blank">Czajkus</a>" i Grzesiek "<a href="http://nalewkowicz.blogspot.com/" target="_blank">Nalewkowicz</a>"), ale lista jest jeszcze otwarta. Zainteresowanym przypominam:</div>
<a name='more'></a><div style="text-align: justify;">
<br />
- spotkanie jest zaplanowane na 28 III 2015 od 16.00 do... (lokal zamykają bodajże o 22.00)</div>
<div style="text-align: justify;">
- odbędzie się w Warszawie, na bliskiej Woli (15 minut tramwajem od
Placu Bankowego) w kawiarni Biocultura przy ul. Sokołowskiej 9, lok. U31
(<a href="http://www.biocultura.pl/">www.biocultura.pl</a>)</div>
<div style="text-align: justify;">
- jeśli chcecie przynieść własne nalewki, serdecznie zapraszam, jeśli
ich nie przyniesiecie - równie serdecznie zapraszam - ja na pewno to i
owo przyniosę</div>
<div style="text-align: justify;">
- kieliszki są zapewnione</div>
<div style="text-align: justify;">
- dla pierwszych gości powitalne kawki/herbatki/ciasteczka etc. są już
zapewnione. Ponadto w lokalu można zjeść coś słodkiego i konkretnego,
więc głód nam nie grozi</div>
<div style="text-align: justify;">
- Osoby zainteresowane proszę o powiadomienie na e-mail:
pracownianalewek@gmail.com. Nie chodzi tu o rezerwację, ale informację
dla mnie - ilu gości mogę się spodziewać </div>
<div style="text-align: justify;">
- w razie pytań, proszę pisać je w komentarzach do tego posta</div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
Przy okazji zapowiem, co przyniosę na nasze spotkanie. Będzie to 5 nalewek, których przepisy omawiałem na blogu (niektóre ponad dwa lata temu). A zatem wystąpią:</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
1. <a href="http://pracownianalewek.blogspot.com/2013/03/imbirowka.html" target="_blank">Imbirówka</a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgWjq5_fXdZKkCwC0NWjzHEGn11d9DIAZQIlGgitpRRCeXvHugx3BYRo1RWMy9z9TPSQ-Wi33tK6QvunJKTImoB1RoC7gJOitlwXOeipYyUUlFsW1hJUnewwhG0daIy8CW4bYHJdxPR_48/s1600/P3112879.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgWjq5_fXdZKkCwC0NWjzHEGn11d9DIAZQIlGgitpRRCeXvHugx3BYRo1RWMy9z9TPSQ-Wi33tK6QvunJKTImoB1RoC7gJOitlwXOeipYyUUlFsW1hJUnewwhG0daIy8CW4bYHJdxPR_48/s1600/P3112879.JPG" height="240" width="320" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
Dwuletnia nalewka o kolorze starego złota. Zdecydowanie wytrawna i cytrusowa. Na długo pozostawia kwaskowaty posmak. Lubiana raczej przez mężczyzn, panie wolą bardziej słodkie klimaty</div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
2. <a href="http://pracownianalewek.blogspot.com/2013/07/wisniowka.html" target="_blank">Wiśniówka</a> dojrzewająca w dębowej beczce</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjnAMANPx9ac0TI7yfUZ-DAqsLR6tnsfi5REC1PaoDyMgM1ybhWBxOq_mL1gPw3zoTPhu2CC82TSzgLE3rgYzCMdTpU8Gq_9L8uPB4yp8p8RFHlsleqtOfWRvOZIgC4EHGLcX7BF14JkxQ/s1600/P3112882.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjnAMANPx9ac0TI7yfUZ-DAqsLR6tnsfi5REC1PaoDyMgM1ybhWBxOq_mL1gPw3zoTPhu2CC82TSzgLE3rgYzCMdTpU8Gq_9L8uPB4yp8p8RFHlsleqtOfWRvOZIgC4EHGLcX7BF14JkxQ/s1600/P3112882.JPG" height="320" width="240" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
Wspominałem o niej w <a href="http://pracownianalewek.blogspot.com/2015/03/beczka.html" target="_blank">poprzednim poście</a>. Jedna z lepszych nalewek mojej produkcji. Intensywnie czerwona, lekko wpadająca w bordowy (zasługa beczki). Smak intensywnie wiśniowy, umiarkowanie słodki z lekkim dodatkiem dębu (niektórym kojarzy się z aromatem whisky).</div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
3. <a href="http://pracownianalewek.blogspot.com/2013/09/nalewka-z-owocow-czarnego-bzu.html" target="_blank">Nalewka z owoców czarnego bzu</a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgbCuBuzPTN2JDkQoMUwQMhwaHOYfoqiXwhf2MmNoOOpdsnrOCvLc4ZBhNG3f-Y1c3Zml6mMPZkf2G4LMA2k3-ynWVvmnCDsSSDOP1Gf3YgXOdgyaPurNFnMNmjEtS0jnRUTmhQ0dELtYs/s1600/P3112884.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgbCuBuzPTN2JDkQoMUwQMhwaHOYfoqiXwhf2MmNoOOpdsnrOCvLc4ZBhNG3f-Y1c3Zml6mMPZkf2G4LMA2k3-ynWVvmnCDsSSDOP1Gf3YgXOdgyaPurNFnMNmjEtS0jnRUTmhQ0dELtYs/s1600/P3112884.JPG" height="240" width="320" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
Bardzo intensywna w smaku i aromacie, wręcz o zawiesistej konsystencji jest jednocześnie alkoholowo najsłabszym z prezentowanych tu trunków (ok 25%). Bardzo dobry napitek na zimę z racji dodatku cynamonu.</div>
<br />
4. <a href="http://pracownianalewek.blogspot.com/2013/10/gruszkowka.html" target="_blank">Gruszkówka</a> dojrzewająca w dębowej beczce<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEipNTW1oFZWBnjGze5yKcwrINrEasb_nU178sv_YssiTKvUT2HEjYBzKrL1r_I578T3IwI5vuq5MZWwBdSOLMu-5K02su5tQxwOFClrZm-VnBDunLfG35UEd_hbT8GHNr7DyxztyjlhiXE/s1600/P3112860.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEipNTW1oFZWBnjGze5yKcwrINrEasb_nU178sv_YssiTKvUT2HEjYBzKrL1r_I578T3IwI5vuq5MZWwBdSOLMu-5K02su5tQxwOFClrZm-VnBDunLfG35UEd_hbT8GHNr7DyxztyjlhiXE/s1600/P3112860.JPG" height="240" width="320" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
Alkohol nie dla każdego. Przede wszystkim nie ma wiele wspólnego ze słodziutką gruszką (np. w syropie). Aromat tej nalewki nieco przypomina delikatny koniak (jest to również zasługą leżakowania w beczce). Smak słodszy, niż koniakowy, ale nie jest to ewidentna słodycz. Wyraźny posmak drewna, co, moim zdaniem świadczy o "zmęczeniu" beczką. Tym niemniej spróbować warto.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
5. <a href="http://pracownianalewek.blogspot.com/2013/12/likier-staroswiecki.html" target="_blank">Likier staroświecki</a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjYGAWjoS9X_T0SNzOJJ-zKAZYkw44cdHzXVzQxj-WM25-5o5NfsfhhFoPwVfYqp0eRZpEyYikbCeSqMps7-EIuE339A2qoEHIqD1I6ME2O1pGiRErWPKhexR27ugNG4RKkytMuuwzidEY/s1600/P3112870.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjYGAWjoS9X_T0SNzOJJ-zKAZYkw44cdHzXVzQxj-WM25-5o5NfsfhhFoPwVfYqp0eRZpEyYikbCeSqMps7-EIuE339A2qoEHIqD1I6ME2O1pGiRErWPKhexR27ugNG4RKkytMuuwzidEY/s1600/P3112870.JPG" height="240" width="320" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
Najlepiej charakteryzuje go angielskie słowo <i>smooth</i>. Ten likier właśnie taki jest, choć trafniej byłoby o nim powiedzieć <i>smooooooth. </i>Lekko mętny, opalizujący o delikatnym cytrusowym aromacie. Smak zdecydowanie słodki, łagodnie pomarańczowy z podbiciem korzennym (wanilia). Okres przedwielkanocny nie jest najlepszym momentem do degustacji, ale cóż - likier jest tego wart.</div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/03968348595482071240noreply@blogger.com5tag:blogger.com,1999:blog-1284035376348002946.post-15719051869365495192015-03-11T07:44:00.002+01:002015-03-11T07:44:52.192+01:00Beczka<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhEz7_bFuGVHuTQ7vCJD8IqaPc3uBQESWafZDQI-S5zWMRIZjGBxrxBPyPLulYKeL8pQ49uKgUQdh-gUXR7y5bq7uudNkXPwNtxlsY0uLCCLF8-BmaJNPYTLbnMBU5poWGYT9w-w8HNa6A/s1600/P9072487.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhEz7_bFuGVHuTQ7vCJD8IqaPc3uBQESWafZDQI-S5zWMRIZjGBxrxBPyPLulYKeL8pQ49uKgUQdh-gUXR7y5bq7uudNkXPwNtxlsY0uLCCLF8-BmaJNPYTLbnMBU5poWGYT9w-w8HNa6A/s1600/P9072487.JPG" height="240" width="320" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
Wykorzystywaniem beczek do dojrzewania alkoholi interesuję się od przeszło roku. Zaczęło się od lektur na temat whisky i metod jej starzenia w beczkach po innych trunkach (sherry, maderze, winach, burbonie, niekiedy koniaku). Później, zeszłą wiosną, nadszedł czas samodzielnych eksperymentów z własną, świeżą beczką. Po upływie tego czasu mogę stwierdzić, że coś wiem na ten temat, ale jeszcze daleko mi do bycia ekspertem. W każdym razie chętnie podzielę się moimi doświadczeniami.<br />
<a name='more'></a>Na czym polega działanie beczki? Otóż dawno, dawno temu, gdy mocny alkohol wyrabiano tradycyjną metodą destylacji (ale nie destylacji ciągłej), uzyskany trunek był wypijany stosunkowo szybko i nie dawano mu czasu na dojrzewanie. Jego mankamenty (ostry zapach i smak) starano się usuwać na różne sposoby - dodając ziół i owoców, filtrując przez węgiel drzewny czy wymrażając Dwie ostatnie metody były szczególnie popularne we wschodniej części Europy. Na zachodzie natomiast dostrzeżono pozytywny wpływ przechowywania w dębowych beczkach po innych alkoholach. Okazało się, że destylaty w nich trzymane z czasem nabierają złoto - brązowej barwy, ich ostry smak i zapach łagodnieją i dodatkowo są uzupełniane o nowe nuty - nie tylko typowo dębową wanilię, ale także aromaty przechodzące z alkoholi przechowywanych wcześniej. Leżakowanie stało się zatem uznaną metodą uszlachetniania destylatów (nie tylko whisky, ale także calvadosu czy koniaku), która została ustawowo zapisana w regulacjach dotyczących produkcji tych napojów.</div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhMrnD8SFY0mRtzTqLdwUfnu39Sc-51yClDgdS5dx5encn8Na7SPR-8vtNjmjNQ5oOzaBkw_m6YTuBY5bkqVHvgYheYhkuOUw2i1wM-Ssz2iu4g7FBLRP3ETMGuhzYZV_xqx09Od6vn2oo/s1600/P6040579.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhMrnD8SFY0mRtzTqLdwUfnu39Sc-51yClDgdS5dx5encn8Na7SPR-8vtNjmjNQ5oOzaBkw_m6YTuBY5bkqVHvgYheYhkuOUw2i1wM-Ssz2iu4g7FBLRP3ETMGuhzYZV_xqx09Od6vn2oo/s1600/P6040579.JPG" height="240" width="320" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
No dobrze - ktoś zapyta - ale jak ma to się do nalewek, które przecież destylatami nie są. Rzeczywiście nie są, tym niemniej dodatek dębu również działa na nie uszlachetniająco uzupełniając ich smak i zapach. I właśnie o tym chciałem się przekonać przystępując do moich (udanych - żeby nie było wątpliwości) eksperymentów.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Beczka dębowa nie jest trudna do zdobycia. W internecie można znaleźć mnóstwo ogłoszeń tak sklepów, jak warsztatów bednarskich oferujących swoje produkty. Mam wrażenie, że w ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy ta oferta się bardzo poszerzyła, co każe być umiarkowanym optymistą jeśli chodzi o przyszłość bednarskiego fachu. Mam do niego pewien sentyment, jako że mój pradziadek był bednarzem i nie chciałbym, aby ta profesja trafiła do lamusa. Cena beczki 5-litrowej (takie posiadam) waha się w granicach od 250 do 450 zł. Nie jest to mało, jednak, jeśli wziąć pod uwagę, że jest to wyrób solidny, rzemieślniczy, którzy może służyć latami, cena okazuje się jednak niewygórowana. Przy zakupie warto zorientować się, czy aby na pewno jest to produkt dębowy (czasem stosowane są inne gatunki drewna, zwłaszcza przy atrapach - drewnianych beczułkach spotykanych w supermarketach, do których wstawia się plastikowe wiaderka z kiszoną kapustą i ogórkami) i czy był on wypalany, czy tylko parzony wrzątkiem. Dlaczego to takie ważne? Dąb jest drewnem bardzo aromatycznym i szlachetnym, jego wpływ na alkohol ceni się najwyżej. Inne gatunki już nie mają tego waloru (wiem, miłośnicy retsiny pewnie się nie zgodzą, ale trudno). Podczas wyrobu beczki, drewniane klepki muszą być rozgrzane, by dały się łukowato wygiąć. Tradycyjna technologia osiąga to przez wypalanie beczki wewnątrz (później opalone drewno się zeszlifowuje), a bardziej nowoczesna - przez wyparzanie klepek wrzątkiem. Ta druga metoda ma tę wadę, że wypłukuje dużą część substancji aromatycznych, a więc beczka nie jest tak wydajna, jak po wypalaniu. Ważne jest także, czy beczułkę polakierowano z zewnątrz. Tradycyjne zasady przyjmują, że drewno nie powinno być pokryte lakierem (co najwyżej woskiem), ponieważ zatyka on pory i utrudnia kontakt alkoholu z powietrzem. Jednak wielu bednarzy zapewne z przyczyn estetycznych sumiennie nakłada lakier. Tym niemniej nie jest to przeszkodą w nasączeniu trunku aromatem dębiny. Wiem, bo moje beczki są właśnie polakierowane a działają bez zarzutu. Ostatnia kwestia, o której należy pamiętać przed zakupem to objętość. Ja wyposażyłem się w 5-litrówki z prostej przyczyny: rzadko wytwarzam w jednym nastawie więcej niż 5 litrów nalewki i nie ma sensu kupowania naczynia, które później byłoby wypełnione tylko w części.</div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi05FBpoEJvTNB8NP6rKhmACvKG03aUX93XI_QVLRZhxxuPu1xxp6rHbIL7tUQ8aPxf4sg54IG_Q-fIloI6FWIeBu_gGX9i8GOW3wmtHb2Md9Tx8P6-0ujPszdX1Rw46nNTk7n2_4nfduo/s1600/P9220899.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi05FBpoEJvTNB8NP6rKhmACvKG03aUX93XI_QVLRZhxxuPu1xxp6rHbIL7tUQ8aPxf4sg54IG_Q-fIloI6FWIeBu_gGX9i8GOW3wmtHb2Md9Tx8P6-0ujPszdX1Rw46nNTk7n2_4nfduo/s1600/P9220899.JPG" height="240" width="320" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Dobrze. Mamy już beczkę, co dalej? Przede wszystkim powinna mieć mokro i nie można dopuścić do jej wysychania. Drewno to "żywy" materiał reagujący na zmiany wilgotności i im bardziej wysycha, tym silniej może się deformować. Wprawdzie klepki są spasowane, uszczelnione i spięte obręczą, ale to nie powstrzyma ich przed odkształcaniem się. Wówczas naczynie staje się nieszczelne, traci kształt, w skrajnych sytuacjach może się po prostu rozsypać (ale to już przy potężnym, długim przesuszeniu). Dlatego beczka nie powinna stać pusta. Jeśli nie ma w niej alkoholu, powinna znajdować się woda nawilżająca drewno od środka. Wówczas mamy gwarancję szczelności i dobrej formy. Ta zasada działa także przy rozszczelnieniu. Jeśli beczułka przecieka, trzeba ją nawodnić, ustawić w miejscu, w którym sącząca się woda nie przeszkadza i poczekać kilka dni. Pęczniejące drewno zamknie wszystkie szczeliny.</div>
<div style="text-align: justify;">
Nawodnienie jest także żelazną zasadą przed pierwszym napełnieniem alkoholem. Wówczas należy beczkę napełnić na 48 godzin wodą, którą wylewamy tuż przed wlaniem alkoholu. Mamy wtedy gwarancję, że nasz trunek nie wsiąknie w ścianki. Oczywiście, to "nie wsiąknie" jest względne, bo zawsze troszkę napoju wniknie w klepki, ale nie będą to duże ilości.</div>
<div style="text-align: justify;">
I tu dochodzimy do momentu kulminacyjnego: napełnienia alkoholem. Z moich doświadczeń (co nie znaczy, że koniecznie mam rację) wynika, że nie każda nalewka może dojrzewać w beczce. Napitków cytrusowych chyba nie ma co uszlachetniać w ten sposób, z ziołowymi też może być różnie. Ale wiśniówki, gruszkówki czy nalewki śliwkowe są wręcz stworzone do kontaktu z dębiną. Do tej pory tak potraktowałem <a href="http://pracownianalewek.blogspot.com/2013/10/gruszkowka.html" target="_blank">gruszkówkę</a> i <a href="http://pracownianalewek.blogspot.com/2013/07/wisniowka.html" target="_blank">wiśniówkę</a> i dało to naprawdę niezłe efekty, choć gruszkówka jest, jak dla mnie trochę "zmęczona beczką", czyli przeleżała w niej odrobinę zbyt długo.</div>
<div style="text-align: justify;">
Właśnie - jak długo trzymać nalewkę w beczce? Nie ma jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie. Na pewno nie tak długo jak whisky. Przypuszczam, że po trzech latach w smaku byłby wyczuwalny głównie dąb. Nalewki jednak są delikatniejsze niż destylaty z jęczmienia. Poza tym drewno nie jest standaryzowane i w różnym stopniu oddaje do alkoholu swój aromat. Niebagatelne znaczenie ma też wielkość beczułki. Ogólnie rzecz biorąc, im jest ona mniejsza, tym zawartość zostaje wystawiona na dębinę i tym szybciej dokonuje się jej nasycanie. Ważne są też indywidualne upodobania smakowe. Z tych względów po napełnieniu beczki trzeba zachować ostrożność i co dwa - trzy tygodnie wąchać i próbować zawartość. Kiedy uznamy, że to JUŻ, niezwłocznie opróżniamy beczkę i cieszymy się efektem końcowym.<br />
Co ważne - jak wspomniałem, klepki nasiąkają nalewką. Z tego powodu po pierwszym napełnieniu beczka powinna być wykorzystywana do tej samej nalewki. Wlanie gruszkówki do beczki po wiśniówce może mieć zaskakujący efekt nakładania się smaków. Teoretycznie jest to niepożądane, choć w takim kupażowaniu trudno o nienaruszalne reguły. Kto wie, czy gruszkówka dojrzewająca w ten sposób nie zyskałaby osobliwego i wyjątkowego smaku? Kiedyś można spróbować. Równie interesujące byłoby sprawdzenie, jak nalewki nabierają aromatu nie w beczkach świeżo zrobionych (tak jak te w moim posiadaniu), ale w już wcześniej używanych do przechowywania innych trunków. W każdym razie zarówno wspomniana gruszkówka, jak i wiśniówka będą do spróbowania podczas zapowiadanego <a href="http://pracownianalewek.blogspot.com/2015/02/spotkanie-nalewkowe.html" target="_blank">spotkania nalewkowego 28 marca</a>.<br />
<br />
Na zakończenie jeszcze jedna sprawa związana z dębiną w produkcji alkoholi. Beczka nie jest konieczna, by nadać trunkom charakterystyczny aromacik tego drewna. Od dawna są dostępne w sprzedaży chipsy dębowe, które dosypuje się do alkoholi pozwalając im zabarwiać i aromatyzować je. Tym niemniej nie mam doświadczeń z używaniem tych dodatków, więc nie mogę się w wiążący sposób wypowiadać na ich temat.</div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/03968348595482071240noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-1284035376348002946.post-12882868590038854402015-03-05T07:26:00.001+01:002015-03-05T07:26:13.720+01:00Czas na herbatę<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjVatC2RiEFsE57Q_t5bg6TXY227Imb-84x9DEwMVpxhevEqQcS-jnrY0o114zTfnj_5vZ9hoabBph7b0MoKnZIr-PQ5T7Zhbj24LnX6kaCpJ3J4RvXOVWwtTfM6MZwDqOhTdQPisvnIuc/s1600/P3041352.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjVatC2RiEFsE57Q_t5bg6TXY227Imb-84x9DEwMVpxhevEqQcS-jnrY0o114zTfnj_5vZ9hoabBph7b0MoKnZIr-PQ5T7Zhbj24LnX6kaCpJ3J4RvXOVWwtTfM6MZwDqOhTdQPisvnIuc/s1600/P3041352.JPG" height="240" width="320" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
Bardzo lubię herbatę. Mogę ją pić w każdej ilości. Oczywiście, najbardziej smakuje liściasta, zaparzona w imbryku wieczorem przy jakiejś dobrej lekturze, ale nie zawsze jest tak przyjemnie. Częściej muszę się zadowolić ekspresówką pijaną w pośpiechu i w biegu.</div>
<div style="text-align: justify;">
Nie wszyscy wiedzą, że herbata może być bardzo dobrym surowcem nalewkowym. Przekonałem się o tym względnie niedawno. Wprawdzie napotykałem wcześniej przepisy na "herbaciankę", ale uważałem je za mocno naciągane.</div>
<a name='more'></a>Tym niemniej w zeszłym roku, późną zimą postanowiłem wypróbować jedną ze znalezionych receptur - <a href="http://pracownianalewek.blogspot.com/2014/02/nalewka-herbaciana.html" target="_blank">nalewkę herbacianą z sokiem malinowym</a>. Trochę ją zmodyfikowałem, zmieniłem proporcje i tej zimy spróbowałem. Doskonała! Smakuje jak - kto by przypuszczał? - dobra mocna herbata z malinami i "prądem". Wiem, że tego należało się spodziewać, tym niemniej smak jest tak zbalansowany, że mogą się schować różne przemysłowo produkowane specyfiki w rodzaju <a href="http://www.tatratea.com/" target="_blank">tatratea</a>.<br />
<div style="text-align: justify;">
Gdy na początku lutego wyjechałem w góry, wziąłem ze sobą butelkę tej nalewki. Jak się okazało dobrze zrobiłem, bo dodawała mi sił i otuchy gdy brnąłem z Zawoi Czatoży żółtym szlakiem na Markowe Szczawiny.</div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEipzF00YZjhWnoyJ9dJyCGYJKi7B_-ig1sl-NVeefZhPzbbxyzU9Yws5JAajgmeQzDl9K0roeYMH_WfmI8Fz09PNZZbJuWw0hUHmCcnqOxDEtA1JuS1HS4BKBbc4wck-2OwcoH6KlD_tDM/s1600/WP_20150212_007.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEipzF00YZjhWnoyJ9dJyCGYJKi7B_-ig1sl-NVeefZhPzbbxyzU9Yws5JAajgmeQzDl9K0roeYMH_WfmI8Fz09PNZZbJuWw0hUHmCcnqOxDEtA1JuS1HS4BKBbc4wck-2OwcoH6KlD_tDM/s1600/WP_20150212_007.jpg" height="179" width="320" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
Nieco wcześniej napadało mnóstwo śniegu, ale tego dnia było bardzo słonecznie. Wybrałem się, biedny miś, na wycieczkę przygotowany, jak sądziłem, wystarczająco dobrze. Jednak nie wziąłem pod uwagę, że mogę być pierwszym wędrowcem idącym tą drogą po obfitych śnieżycach. Wpakowałem się więc nieźle. Może nie po uszy, ale najpierw do połowy łydek, później po kolana, a później poziom (śniegu) systematycznie się podnosił. Po dwóch godzinach mozolnego przedzierania się dałem za wygraną, pociągnąłem kilka łyków z piersiówki (tu na scenę dramatu wkracza wspomniana herbacianka) i podjąłem decyzję o odwrocie. Smak herbaty, malin i rumu odtąd kojarzy mi się z tą wycieczką i wbrew pozorom nie jest to smak porażki, lecz otuchy.</div>
<div style="text-align: justify;">
Ktoś uszczypliwie mógłby powiedzieć, że zamiast brać na drogę flaszkę, trzeba było się wyposażyć w narty backcountry, albo przynajmniej rakiety śnieżne. Cóż, nie miałem tego sprzętu, ale pewnie następnym razem go nie zabraknie i wtedy policzę się z tą trasą</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Teraz już kończę te turystyczne przynudzania i przechodzę do meritum. Dzisiejszy przepis to inna wersja nalewki herbacianej - z suszonymi śliwkami. Potrzebujemy do niej:<br />
<br />
1 szklanki wódki (40%)<br />
1 szklanki rumu<br />
1 szklanki wody <br />
100-150 g suszonych śliwek bez pestek<br />
10 g (ok. 4 łyżek stołowych) czarnej liściastej herbaty</div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh_CjyqG3_6wH0a3QXjPBuNGEUiVk_ZKHyHcq0zDFDV8jxZwWnV6mqSCxf5KHjfkmMdGA1Kbw1Pi2luTvTF-agBLKZ1AQtlngAAOVKVBVAWEkAcH1aMcuPAOQomNAYo9drVNct7J8T66Kc/s1600/P3041349.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh_CjyqG3_6wH0a3QXjPBuNGEUiVk_ZKHyHcq0zDFDV8jxZwWnV6mqSCxf5KHjfkmMdGA1Kbw1Pi2luTvTF-agBLKZ1AQtlngAAOVKVBVAWEkAcH1aMcuPAOQomNAYo9drVNct7J8T66Kc/s1600/P3041349.JPG" height="240" width="320" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
Herbatę trzeba zalać wrzątkiem i zostawić ją na dłuższy czas (przynajmniej godzinę) pod przykryciem. Następnie odcedzamy napar, łączymy z wódką oraz rumem i mieszaniną zalewamy pokrojone śliwki. Całość odstawiamy na miesiąc. Po tym czasie należy nalewkę zlać i odstawić przynajmniej na dwa tygodnie w ciemne miejsce, by się przegryzła.</div>
<div style="text-align: justify;">
Przypuszczam, że może być dużo mniej słodka niż wersja malinowa, ale jestem bardzo ciekaw efektu końcowego.</div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/03968348595482071240noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-1284035376348002946.post-38664091251785459152015-02-27T07:24:00.000+01:002015-02-27T07:24:32.078+01:00"Samogon"<div style="text-align: justify;">
</div>
<div style="text-align: justify;">
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiPmGeCbIv-nMymMzD3PRU6LbjOpy0EGQJDwsmWqnxpv8xOJfgXhDQJBWWdqUJ_79a2q1nwDkv2TT-OluCqDQ1aOl9gzzN0kHBg8eN2791Qt4_-4NZT5aPXldS4j3Mw_7xtn5FYLVUnBi4/s1600/Samogon0001.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiPmGeCbIv-nMymMzD3PRU6LbjOpy0EGQJDwsmWqnxpv8xOJfgXhDQJBWWdqUJ_79a2q1nwDkv2TT-OluCqDQ1aOl9gzzN0kHBg8eN2791Qt4_-4NZT5aPXldS4j3Mw_7xtn5FYLVUnBi4/s1600/Samogon0001.jpg" height="320" width="216" /></a></div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Samogon wybuchnął niebieskim, mętnym płomieniem</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>- Widzisz?</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>- Ze zboża czy z buraków? - zainteresował się Czonkin</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>- Z łajna, Wania - z powściągliwą dumą powiedział Gładyszew </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Nie, nie, żeby było jasne - nie będzie to żaden przepis, proszę się nie obawiać. Dziś omówię bardzo interesującą książkę przybliżającą temat samogonu w kulturze rosyjskiej oraz zawierającą sporą garść praktycznych informacji odnośnie produkcji tego alkoholu. Niekoniecznie z łajna.<br />
<a name='more'></a><br />
<i>Samogon. Historia i sposób jego przyrządzania w warunkach domowych</i> to interesująca książka dotycząca nie tylko samego bimbru, ale również miejsca, jakie wódka zajmuje w historii i kulturze Rosji od czasów średniowiecza. Ten temat jest właściwie punktem wyjścia autorów, którzy zadają sobie pytanie o to, jak wódka stała się narodowym napojem Rosjan. Ich poszukiwania obejmują klasztory, dwory, przedstawicielstwa genueńskich kupców, a więc środowiska, które mogły być kluczowe dla zaistnienia mocnych trunków na terenie Rusi. W końcu kierują się ku moskiewskiemu Kremlowi, który był nie tylko siedzibą władzy politycznej rozwijającego się w późnym średniowieczu państwa rosyjskiego, ale także miejscem, z którego wyszedł niezwykle istotny impuls sprzyjający upowszechnieniu się wódki na terenie całego kraju: narodziny państwowego monopolu gorzelniczego w epoce Iwana Groźnego. Jak stwierdzają cytowani przez autorów historycy A. Zorin i A. Haniutin: <i>W rosyjskiej historii istnieje jedna dziwna zbieżność. Państwo rosyjskie formuje się i nabiera politycznej samodzielności w drugiej połowie XV wieku. W tym czasie na Rusi z gwałtownością epidemii rozprzestrzeniał się nowy napój alkoholowy nazwany później wódką</i>. <i>Mimo woli nasuwa się wniosek: albo formowanie państwa rosyjskiego stymulowało powstawanie przemysłu gorzelniczego, albo, na odwrót, państwo rosyjskie mogło powstać dzięki pieniądzom zarobionym na produkcji i handlu wódką</i> (s. 20). Cóż, teza śmiała, lecz prawdopodobna, zwłaszcza jeśli wziąć pod uwagę upór, z jakim moskiewskie władze rozciągały swoją kontrolę nad wódczanym interesem zmuszając swych poddanych do picia tego alkoholu w możliwie jak największych ilościach.<br />
<br />
W tej perspektywie produkcja samogonu nabiera wymiaru politycznego. Ba, rzekłbym nawet że staje się wręcz praktyką wolnościową i wymierzoną w aparat ucisku. Zwłaszcza, że warunki naturalne jej sprzyjają - obfitość zbóż a później ziemniaków zachęcała do eksperymentowania, zwłaszcza tam, gdzie pod dostatkiem było pańszczyźnianej siły roboczej - w posiadłościach arystokracji. Nie jest przypadkiem, że wiele wybitnych marek rosyjskiej wódki (np. Smirnoff) wywodzi się od szlacheckich rosyjskich rodów, których zasługi dla państwa nierzadko były wynagradzane zgodą na produkcję własnego alkoholu.<br />
<br />
Tym niemniej nie tylko szlachta samogon pędziła - lud robił to równie chętnie dochodząc do niemałych osiągnięć w tej dziedzinie. Temu poświęcone są dalsze części książki, w których autorzy omawiają kwestie techniczne (dużo praktycznych porad) oraz smakowe. Zwłaszcza te ostatnie są bardzo istotne zważywszy na fakt, że samodzielna destylacja w warunkach domowych (a nieraz także konspiracyjnych) nie dawała produktu wysokiej jakości, stąd wynikała konieczność jego uzdatniania i uszlachetniania. Jedną z metod poprawy jakości bimbru było nastawianie nalewek - ostatnia część książki to kilkadziesiąt receptur destylatów, likierów, wódek leczniczych i nalewek przyrządzanych nie tylko z samogonu, ale również ze spirytusu monopolowego.<br />
<br />
Ta ostatnia część okazuje się, niestety, najsłabsza. Nie dlatego, że przepisy są kiepskie. Wręcz przeciwnie - niektóre z nich mogą być świetną inspiracją. Ale właśnie - tylko inspiracją, ponieważ wygląda na to, że korektor tego tomu stracił czujność i pozwolił, by do tekstu wkradły się błędy. Jak bowiem można interpretować przepis na nalewkę jabłkową wytwarzaną z 2,5 kg jabłek, 1,5 l wódki, 2 kg cukru i... 7,5 l wody? (s. 203) Dodatkowo, jeśli wczytać się w przepis, okazuje się, że przy nastawianiu tego trunku owszem, potrzeba 2,5 kg jabłek i 1,5 l wódki, ale połączonych z 2,5 kg cukru i 1,5 l wody. Więc jakie w końcu są te proporcje? Trudno dociec. W niektórych z pozostałych przepisów również można natknąć się na niejasności, choć nie tak jaskrawe, jak w podanym przykładzie. Dlatego warto zachować ostrożność i krytycyzm przy wprowadzaniu tych przepisów w życie. Niestety.<br />
<br />
Recenzja nie byłaby kompletna bez omówienia jeszcze jednej kwestii: szaty graficznej. Wydawnictwo Baobab było (jest?)* znane z dużej staranności w graficznym opracowaniu swoich książek. Tak jest i w tym wypadku - <i>Samogon... </i>wydano naprawdę bardzo ładnie. Dobry papier, wyraźny druk. Tekst ilustrują liczne reprodukcje prac rosyjskich i radzieckich malarzy w większości nawiązujących do wódki i jej spożywania prezentujące różne ujęcia tematu: od sielsko ckliwych, poprzez naturalistyczno - rodzajowe aż po tragikomiczną groteskę. Do wyboru do koloru. To sprawia, że nawet jeśli nie znosimy alkoholu, picie wódki nas brzydzi, bimbrownictwo odrzuca jako niemoralne uszczuplanie dochodów państwa, zaś nalewki traktujemy, jako hobby starych pierników, to i tak warto sięgnąć po tę książkę. By nacieszyć oczy zgrabnie wydanym tomem. Nieczęsto można na taki natrafić. <br />
<br />
<br />
<br />
<br />
*Nie wiem, czy wydawnictwo to jeszcze istnieje, czy też już należy do przeszłości. Krótkie poszukiwania internetowe pozwoliły stwierdzić, że w różnego rodzaju spisach przedsiębiorstw "Baobab" figuruje. Tym niemniej nie ma własnej strony internetowej (nawet nieaktualnej), więc trudno określić, jaki jest rzeczywisty stan tego wydawnictwa.<br />
<br />
<i>Samogon. Historia i sposób jego przyrządzania w warunkach domowych</i> praca zbiorowa pod red. Roberta Macieja, Baobab, Warszawa, bdw, 227 s.<br />
<br />
<br />
<br /></div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/03968348595482071240noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-1284035376348002946.post-54610947344704924472015-02-18T21:26:00.000+01:002015-02-18T21:26:01.809+01:00Spotkanie nalewkowe<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjpVfRo0h-lNu77qmubl5cMv4LV5FgV36gixEbi0IHWxb4Gnfpwz_siE53Rh_Qt1k71ZJwXJkPukmbVvDKrn3OeR2iYWLqTFZvv1DNjBKCZwglUE46PB6lT4CFd72BFmJvm97CoaXpR624/s1600/P2121282.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjpVfRo0h-lNu77qmubl5cMv4LV5FgV36gixEbi0IHWxb4Gnfpwz_siE53Rh_Qt1k71ZJwXJkPukmbVvDKrn3OeR2iYWLqTFZvv1DNjBKCZwglUE46PB6lT4CFd72BFmJvm97CoaXpR624/s1600/P2121282.JPG" height="213" width="320" /></a></div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
Prowadzenie bloga kulinarnego (specyficznego, ale jednak) ma dużo zalet, lecz jedną poważną wadę - nie da się on-line posmakować i wypróbować gotowych wytworów. Owszem, mogę napisać, że nalewka A jest mocno wytrawna, za to B - słodka i lekka, ale słowo pozostaje słowem. Podobnie Czytelnicy - mogą napisać w komentarzach o tym, jak Im wyszły konkretne nalewki, ale nie da się przekroczyć barier komunikacyjnych. Dlatego postanowiłem zorganizować małe spotkanie nalewkowe.</div>
<a name='more'></a>Nie będzie to żaden konkurs, ani tym podobna rywalizacja, lecz spotkanie osób robiących i/lub pijających nalewki. Takie popołudnie, gdy możemy się spokojnie spotkać twarzą w twarz w realu, usiąść przy stole, napełnić kieliszki i podelektować się ich zawartością a przy okazji porozmawiać o wyrobie trunków i naszych doświadczeniach. Inne tematy również mile widziane.<br />
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Mam nadzieję, że ten pomysł znajdzie oddźwięk więc nie ociągając się przedstawię konkrety:</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- spotkanie jest zaplanowane na 28 III 2015 od 16.00 do... (lokal zamykają bodajże o 22.00)</div>
<div style="text-align: justify;">
- odbędzie się w Warszawie, na bliskiej Woli (15 minut tramwajem od Placu Bankowego) w kawiarni Biocultura przy ul. Sokołowskiej 9, lok. U31 (<a href="http://www.biocultura.pl/">www.biocultura.pl</a>)</div>
<div style="text-align: justify;">
- jeśli chcecie przynieść własne nalewki, serdecznie zapraszam, jeśli ich nie przyniesiecie - równie serdecznie zapraszam - ja na pewno to i owo przyniosę</div>
<div style="text-align: justify;">
- kieliszki są zapewnione</div>
<div style="text-align: justify;">
- dla pierwszych gości powitalne kawki/herbatki/ciasteczka etc. są już zapewnione. Ponadto w lokalu można zjeść coś słodkiego i konkretnego, więc głód nam nie grozi</div>
<div style="text-align: justify;">
- Osoby zainteresowane proszę o powiadomienie na e-mail: pracownianalewek@gmail.com. Nie chodzi tu o rezerwację, ale informację dla mnie - ilu gości mogę się spodziewać </div>
<div style="text-align: justify;">
- w razie pytań, proszę pisać je w komentarzach do tego posta</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
I to chyba tyle. Mam nadzieję, że spotkamy się pod koniec marca :)</div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/03968348595482071240noreply@blogger.com5tag:blogger.com,1999:blog-1284035376348002946.post-25057908953105633792015-02-16T19:24:00.002+01:002015-02-16T19:24:35.768+01:00Nalewka cytrynowo- pomarańczowa czyli zamknięcie Festiwalu<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhQhVGTHUKm-pzXF72iU2Ya6VC6ycyXeDXGHV9REowxiuzGQbOccqSVj8zUHC1X_SHDXoKdRyuEm1M0KLFQJkElJzOVLbHKO91IvKqj4xuTmRUqn_w0NmKNNcKHKpgHtvcquAmEr73X0QI/s1600/P2161331.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhQhVGTHUKm-pzXF72iU2Ya6VC6ycyXeDXGHV9REowxiuzGQbOccqSVj8zUHC1X_SHDXoKdRyuEm1M0KLFQJkElJzOVLbHKO91IvKqj4xuTmRUqn_w0NmKNNcKHKpgHtvcquAmEr73X0QI/s1600/P2161331.JPG" height="320" width="240" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
Nie dość, że zamknięcie, to jeszcze trochę opóźnione. Wprawdzie poniedziałek nadal trwa, ale nie da się ukryć, że już mamy wieczór, a festiwalowe wpisy na ogół ukazywały się rano. Jednak nie ze wszystkim można się wyrobić na czas, zwłaszcza, gdy dużo się dzieje. Najpierw tygodniowy urlop w zasypanej śniegiem Zawoi, w sobotę zwariowany ostatkowy bal przebierańców, w niedzielę lekka ...hmmm... niedyspozycja. I nagle zrobił się poniedziałkowy poranek.</div>
<a name='more'></a>Ale przepis już był przygotowany. Wystarczyło jedynie pstryknąć parę fotek po powrocie z pracy i wpis prawie gotowy.<br />
<div style="text-align: justify;">
Na pożegnanie będzie nalewka prosta i szybka. Jak większość cytrusowych. Wymaga jedynie trzech tygodni oczekiwania i już się nią można cieszyć. A ponieważ najwięcej przepisów można znaleźć na pomarańcze i cytryny, ta będzie kompromisem między tymi owocami.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjrpwLVyJWJOrrwBvrKffktjxsSfU5LCqkTP9W-vajyutoL_QhQrRXJrhqd1H991VfTnNMtyt-UIOZ0GL3KZfrIIpvwutgLFF7-ZslwTpm-zht-7lxrf7MU84JdEYct2L7lfNsIvCfsJVs/s1600/P2161340.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjrpwLVyJWJOrrwBvrKffktjxsSfU5LCqkTP9W-vajyutoL_QhQrRXJrhqd1H991VfTnNMtyt-UIOZ0GL3KZfrIIpvwutgLFF7-ZslwTpm-zht-7lxrf7MU84JdEYct2L7lfNsIvCfsJVs/s1600/P2161340.JPG" height="240" width="320" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Do jej wykonania potrzebujemy:</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
1 cytryny</div>
<div style="text-align: justify;">
1 pomarańczy</div>
<div style="text-align: justify;">
80g cukru</div>
<div style="text-align: justify;">
3 szklanek wody</div>
<div style="text-align: justify;">
1/2 l spirytusu</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
W efekcie otrzymujemy nieco ponad litr wytrawnej nalewki.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhrO_1QoUZ3AhvEM-zTWF-VOgWhobeyEk-BUpeq6ZhmW-fKSsYh27sbmn2Lj4AIsdBsv4QpRLkVYtrjVrVcKvK85Oe6eMXBh9TKwjTrMCYWZJKP7fSx8TgdxQeA5OYQhkWHZ8TuW132WlY/s1600/P2161313.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhrO_1QoUZ3AhvEM-zTWF-VOgWhobeyEk-BUpeq6ZhmW-fKSsYh27sbmn2Lj4AIsdBsv4QpRLkVYtrjVrVcKvK85Oe6eMXBh9TKwjTrMCYWZJKP7fSx8TgdxQeA5OYQhkWHZ8TuW132WlY/s1600/P2161313.JPG" height="240" width="320" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Szklankę wody należy zagotować w rondelku i wsypać do niej cukier. Kiedy się rozpuści, chwilę pogotować syrop i pozwolić mu lekko ostygnąć.</div>
<div style="text-align: justify;">
W czasie jego studzenia dokładnie umyć ciepła wodą i sparzyć pomarańczę i cytrynę. Cienko zetrzeć skórkę z <b>połowy</b> <b>cytryny</b> i <b>całej pomarańczy</b> tak, żeby na owocach pozostało albedo (dolna, biała część skórki). Starte skórki wrzucamy do ciepłego jeszcze syropu, mieszamy, zlewamy do słoika i odstawiamy na trzy dni (wszystko jedno czy miejsce jasne, czy ciemne, ciepłe czy chłodne).</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgYUujA9N-WsNBgatOyi23b-ES7AwWkEyo5xM0MpK7QFxY4-pskw5FkRIF68eud_xOBLNwzXSDJkdpzANQRll2XK17M8hU12C1wns1YFlgruKSHIaIt3p9ztoB1-TRTWizr2kcYnXMA5w4/s1600/P2161343.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgYUujA9N-WsNBgatOyi23b-ES7AwWkEyo5xM0MpK7QFxY4-pskw5FkRIF68eud_xOBLNwzXSDJkdpzANQRll2XK17M8hU12C1wns1YFlgruKSHIaIt3p9ztoB1-TRTWizr2kcYnXMA5w4/s1600/P2161343.JPG" height="240" width="320" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Czwartego dnia przelewamy ten syropek do większego słoja i zalewamy spirytusem wymieszanym z dwiema szklankami wody. Całość ponownie odstawiamy na dwa tygodnie. A później zlewamy, butelkujemy i już - nie musi dojrzewać.</div>
<div style="text-align: justify;">
Tę nalewkę można też modyfikować. Jeśli ktoś lubi naprawdę gorzkie alkohole (np. jest wielkim fanem Unicum) może dodać do syropu - oprócz skórek cytrusowych - także szczyptę mielonego korzenia goryczki górskiej. Ale uprzedzam - goryczka górska to przyprawa dla prawdziwych gorzkolubnych twardzieli. Natomiast jeśli ktoś woli nalewki słodsze - może zagotować gęstszy syrop cukrowy.</div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj6amEr_vDErbEwy8bx_-hIbCHc4n759yCWkWonC4NThBBci-EEeLRLnn8CGuFAtVxUuJHvPdYNmI7oI0atgSfYlAv5m4EbmZGCytXSm5srj_YHNlMGjKuwn5iBT7a_-DejIo4m9X_r9jI/s1600/fruit-15408_640.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj6amEr_vDErbEwy8bx_-hIbCHc4n759yCWkWonC4NThBBci-EEeLRLnn8CGuFAtVxUuJHvPdYNmI7oI0atgSfYlAv5m4EbmZGCytXSm5srj_YHNlMGjKuwn5iBT7a_-DejIo4m9X_r9jI/s1600/fruit-15408_640.jpg" height="133" width="200" /></a></div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/03968348595482071240noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-1284035376348002946.post-68711468547428434232015-02-07T02:53:00.001+01:002015-02-09T09:37:52.968+01:00Pomarańczówka na suchych skórkach<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjVlcwLksaGuMLfgHYReKOfHC2cB2GMrkoogs7Mykdm7UmpwxogArsm4ZxYbH-vAnTp3HC1LJcLZe_6VA5YlFww1EhEA5qpM_x53HjmzaNj9HxBbZ9fyMqjq_gvNzDztfz5pqmS1kVCFgw/s1600/P2061114.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjVlcwLksaGuMLfgHYReKOfHC2cB2GMrkoogs7Mykdm7UmpwxogArsm4ZxYbH-vAnTp3HC1LJcLZe_6VA5YlFww1EhEA5qpM_x53HjmzaNj9HxBbZ9fyMqjq_gvNzDztfz5pqmS1kVCFgw/s1600/P2061114.JPG" height="320" width="240" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
W programie Festiwalu Cytrusów pora powrócić do punktu wyjścia. Miesiąc temu zaczynałem przepisem na nalewkę z pomarańczy, warto więc ponownie zainteresować się tymi owocami, zwłaszcza, że są one nalewkowo bardzo użyteczne. Dziś przedstawię przepis wykorzystujący wysuszone skórki pomarańczowe.</div>
<a name='more'></a>Jest to receptura stosunkowo prosta, wymagająca jednak pewnej dozy cierpliwości połączonej z niejaką wprawą kulinarną. Do stworzenia tego trunku będziemy potrzebować:<br />
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
wysuszonych skórek z 1,5 pomarańczy</div>
<div style="text-align: justify;">
1/2 l spirytusu (96%)</div>
<div style="text-align: justify;">
0,25 kg cukru</div>
<div style="text-align: justify;">
dwóch szklanek wody</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
Wygląda prościutko, prawda? Tym niemniej trzeba uważać <br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhfnONLxzvJSSFnjkg__GaPOmWQpjWq7arDuVtRjaZYfTKzhAAsmkNgx_O3buWMwUzpaHFrs02H_Y2hZl2mkCDnBJyKVKkqiuDtgB90i-rHEjGwm1Nz6StKUJbVhzZ3sVUMnyW5D8uZods/s1600/P2061117.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhfnONLxzvJSSFnjkg__GaPOmWQpjWq7arDuVtRjaZYfTKzhAAsmkNgx_O3buWMwUzpaHFrs02H_Y2hZl2mkCDnBJyKVKkqiuDtgB90i-rHEjGwm1Nz6StKUJbVhzZ3sVUMnyW5D8uZods/s1600/P2061117.JPG" height="240" width="320" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
Z cukru robimy karmel. W tym celu wsypujemy go do garnka (a najlepiej płaskiego rondla) i równomiernie rozprowadzamy po dnie naczynia. Włączamy grzanie, nastawiamy je na minimum i czekamy. Właśnie na tym etapie przyda się cierpliwość i wprawa. Karmel jest substancją pozornie łatwą w wytworzeniu, lecz ma on także inną łatwość - przypalania się. Dlatego cukier powinien być rozgrzewany na minimalnym ogniu oraz w dobrym garnku o grubym dnie równomiernie rozprowadzającym ciepło </div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh-HBwsid_x82LRDTvvPqaqN3Z8pgG9__-1rSAxFXVB4SpXT3OyqgCdVPH7jBrAnNIzBY3XF-7BwiuDl_ubBsK4QQJsAfiO-6z5SgFspGo8tHZQXrKQWJSjR6PbVrXbBgpEml3REtFBtp8/s1600/P2061120.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh-HBwsid_x82LRDTvvPqaqN3Z8pgG9__-1rSAxFXVB4SpXT3OyqgCdVPH7jBrAnNIzBY3XF-7BwiuDl_ubBsK4QQJsAfiO-6z5SgFspGo8tHZQXrKQWJSjR6PbVrXbBgpEml3REtFBtp8/s1600/P2061120.JPG" height="240" width="320" /></a></div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
Początkowo zmiany cukru będą prawie niezauważalne. Na obrzeżach pojawi się ciemna, płynna obwódka. To znak, że już następuje topnienie. W ciągu kolejnych kilku minut ilość brązowego syropu znacznie się zwiększy. W tym momencie warto jest poruszyć zawartością garnka. Pod żadnym pozorem nie można jej mieszać łyżką. Najlepiej unieść garnek z ognia i kolistymi ruchami zamieszać zawartość. Wówczas okaże się, że pod wierzchnią warstwą cukru znajduje się całkiem sporo płynącego karmelu. Niech wyjdzie na powierzchnię, a nie grzeje się tam przy dnie. Ważne, by kontrolować, co się dzieje. Jeśli pojawi się dymek, szybko ściągajmy naczynie z ognia, bo już niewiele dzieli nas od przypalenia i zmarnowania włożonego wysiłku. </div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhc4hy8y-Lb_heh7sFgb7tY095Y_IN6UniRm7Ylw8KRKUSGsGqOEapSBxDyb5UZ0Z2_4UulAdb7wtGrZGjNiEcLIarNxDSBdwnelqQdx1HQlaQJGejWTjHfr0MM0t9GBEy-h2IOXVjjqrk/s1600/P2061121.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhc4hy8y-Lb_heh7sFgb7tY095Y_IN6UniRm7Ylw8KRKUSGsGqOEapSBxDyb5UZ0Z2_4UulAdb7wtGrZGjNiEcLIarNxDSBdwnelqQdx1HQlaQJGejWTjHfr0MM0t9GBEy-h2IOXVjjqrk/s1600/P2061121.JPG" height="240" width="320" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Nagrodą za trud i poświęcony czas (mnie skarmelizowanie 250 g cukru zajęło ok. 20 minut) będzie apetycznie wyglądający, złoto - mahoniowy syrop o lekko gorzkawym zapachu. Ze smakowaniem radzę się wstrzymać. Topniejący cukier ma temperaturę przynajmniej 160 stopni Celsjusza i wsadzenie go do ust powoduje bardzo bolesne następstwa. Ja właśnie tak zrobiłem i zaobserwowałem, że karmel świetnie przylepia się do śluzówki paląc ją żywym ogniem. Jest to doznanie, którego można sobie darować. No, chyba że ktoś bardzo chce je poznać.</div>
Gdy karmel jest już gotowy, wlewamy do niego dwie szklanki wrzącej wody. Od razu uprzedzam - zrobi się zamieszanie, bo wrzątek jest dużo chłodniejszy i będzie się mocno kotłować w stopionym cukrze. Gdy szum ustanie, należy rozprowadzić cały karmel w wodzie. <br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjXDgLb8IdF1BNKFLWYega0JM_8oMhjavs20XJAxuFCA5kSrF5Suhexy9OzmR-az5OSnJ8_BSBZMh8HWf5y8EGO9L7i9-2RaQwQGSRZ-fa0JMiCoO-vuBl4SJ4Z_x9dE5MU2JeHNVbkZXo/s1600/P2061125.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjXDgLb8IdF1BNKFLWYega0JM_8oMhjavs20XJAxuFCA5kSrF5Suhexy9OzmR-az5OSnJ8_BSBZMh8HWf5y8EGO9L7i9-2RaQwQGSRZ-fa0JMiCoO-vuBl4SJ4Z_x9dE5MU2JeHNVbkZXo/s1600/P2061125.JPG" height="240" width="320" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
I teraz robi się naprawdę łatwo. Karmelowy roztwór trzeba wystudzić (tak, by nie był gorący), połączyć ze spirytusem, zaś do całej mieszaniny dorzucić rozdrobnione suszone skórki pomarańczowe. Całość odstawiamy na 6 dni. Po tym czasie zlewamy, filtrujemy i butelkujemy. </div>
<div style="text-align: justify;">
Nalewka powinna dojrzewać dwa miesiące.</div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhJ__nhB6hdM5czGfkjEi8JXSz9mzanhBLfTuCqHWEDyC-lKuBGDrfbg-gxAb282tSq5h3nbyeDxVKWUwjDYcgu34bIQE9khChRIMuU3rVjZaXAbTflkHadZ_inw7Ldt4hKuQkcyL5U_3s/s1600/fruit-15408_640.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhJ__nhB6hdM5czGfkjEi8JXSz9mzanhBLfTuCqHWEDyC-lKuBGDrfbg-gxAb282tSq5h3nbyeDxVKWUwjDYcgu34bIQE9khChRIMuU3rVjZaXAbTflkHadZ_inw7Ldt4hKuQkcyL5U_3s/s1600/fruit-15408_640.jpg" height="133" width="200" /></a></div>
<br />Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/03968348595482071240noreply@blogger.com7tag:blogger.com,1999:blog-1284035376348002946.post-66103420396926350372015-02-02T08:10:00.001+01:002015-02-02T08:10:49.740+01:00Nalewka grejpfrutowa<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh8h5V7PR2DFCsm5STBDo7J371eljXKbQIxAOLr3dkqn7srmrvxrxJpPyVP1SDiLcHNwh2rcUPj1Zh4Y7qZoSfVkt7jrPzxJOccB7wc9Db8Lg1LPetnJ98wB3IyBTstJAmwUL0kO6f46gI/s1600/P1301108.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh8h5V7PR2DFCsm5STBDo7J371eljXKbQIxAOLr3dkqn7srmrvxrxJpPyVP1SDiLcHNwh2rcUPj1Zh4Y7qZoSfVkt7jrPzxJOccB7wc9Db8Lg1LPetnJ98wB3IyBTstJAmwUL0kO6f46gI/s1600/P1301108.JPG" height="240" width="320" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Dziś pora na grejpfruty. Kiedy przygotowywałem ten wpis marzyło mi się, aby umieścić w nim zdjęcie PRL-owskiej puszki soku grejpfrutowego, jaką pamiętam jeszcze z wczesnego dzieciństwa. Na jej etykiecie (dominował tam kolor niebieski) widać było grejpfruty oraz jakiś posąg (teraz przypuszczam, że była to grecka kariatyda). Na moją wyobraźnię przedszkolaka ta rzeźba działała bardzo silnie, ponieważ kojarzyła się z jakimś starożytnym, niebezpiecznym bóstwem.</div>
<a name='more'></a>Obsługa tej puszki wcale nie była łatwa. Należało wykłuć w niej dwa niewielkie otworki po przeciwnych stronach krawędzi górnego wieczka. Jednym wylewało się sok, drugi był odpowietrznikiem. Sam sok zupełnie mi nie smakował. Był zbyt gorzki. Tym niemniej sama puszka tak silnie przyciągała uwagę, że często domagałem się jej zakupienia, choć wiedziałem, że zawartość jest zupełnie nieatrakcyjna.<br />
<div style="text-align: justify;">
Jednak niestety, ku mojemu rozczarowaniu, nie znalazłem na internetach zdjęcia takiej puszki. Może źle szukałem, ale wpisywanie w wyszukiwarkę różnych kombinacji słów "puszka, sok grejpfrutowy, PRL, lata 80." nie dały rezultatów. W końcu skapitulowałem i zająłem się nalewką.</div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgSFX_x4wahcUzmHXFQjWItJQXRXwiNjQKTnqOoGCjPXpvdzLIQaJgubSIlehIhrmE3k1sSVDHWPMklFXZgm-plnS5Fo1pZEH5Z6-doqEoIVaw3KfY66epcem5nd8yynh4i2lGOgICMz48/s1600/P1301078.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgSFX_x4wahcUzmHXFQjWItJQXRXwiNjQKTnqOoGCjPXpvdzLIQaJgubSIlehIhrmE3k1sSVDHWPMklFXZgm-plnS5Fo1pZEH5Z6-doqEoIVaw3KfY66epcem5nd8yynh4i2lGOgICMz48/s1600/P1301078.JPG" height="320" width="240" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
Jest ona zmodyfikowaną wersją przepisu proponowanego przez przywoływaną już dwójkę Amerykanów - Pattie Vargas i Richa Gullinga, tyle że - oczywiście - należało radykalnie zmniejszyć zalecaną ilość cukru. Nalewka jest o tyle nietypowa, że do jej produkcji wykorzystuje się wytrawne białe wino. Wcześniej spotkałem się z takim rozwiązaniem przy nalewce chrzanowej, która - ja sama nazwa wskazuje - była raczej do chrzanu, choć wynikało to nie tyle z dodanego alkoholu, co głównego składnika aromatyczno - smakowego. Myślę, że połączenie grejpfrutów z wytrawnym białym winem może dać całkiem niezłe efekty smakowe.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Cała lista składników jest następująca:</div>
<div style="text-align: justify;">
2-3 grejpfruty (dowolna odmiana, ja skorzystałem z dwóch czerwonych i jednego sweetie)</div>
<div style="text-align: justify;">
szklanka białego wytrawnego wina (w moim przypadku chardonnay)</div>
<div style="text-align: justify;">
szklanka spirytusu (95%)</div>
<div style="text-align: justify;">
100 gramów cukru (białego lub brązowego)</div>
<div style="text-align: justify;">
suszona skórka z 1/4 pomarańczy </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
W efekcie otrzymamy około 700 ml napitku</div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg-xCkwsxqbWd3tEVCp07VFwxxapg9lsCmPLEy0lOj4afPa4gGtlJ3mmDLvNCPEQBxWKaSJ1RS3rMIzST_Et4iojpTB7bd2VgiNVxJEYCXGaqJbNoYyMEE5XhEG2MFgWlWf1l1pmamMLms/s1600/P1301081.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg-xCkwsxqbWd3tEVCp07VFwxxapg9lsCmPLEy0lOj4afPa4gGtlJ3mmDLvNCPEQBxWKaSJ1RS3rMIzST_Et4iojpTB7bd2VgiNVxJEYCXGaqJbNoYyMEE5XhEG2MFgWlWf1l1pmamMLms/s1600/P1301081.JPG" height="320" width="240" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
Z dokładnie umytych grejpfrutów należy zetrzeć wierzchnią część skórki. Najlepiej zrobić to na tarce do warzyw (tej drobnej, ostrej), którą później oczyści się pędzelkiem z drobinek startej i przyklejonej do niej skórki. To chyba najszybsza i najefektywniejsza metoda, o ile oczywiście grejpfruty nie będą wcześniej wyciśnięte z soku.</div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgWpzyrBgDhUpKTMQ64tGyF3V1WIN7I7AO_lcBSGuad9GaiC4FAe50c4sLV1NCaeZR9_z3uFGmw3vjM-m1y1B4SplpGXaXcmUSMU1qqx3I9B79Ojv7CRPewi9798Vm_3eyYK7ivrstxNeg/s1600/P1301084.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgWpzyrBgDhUpKTMQ64tGyF3V1WIN7I7AO_lcBSGuad9GaiC4FAe50c4sLV1NCaeZR9_z3uFGmw3vjM-m1y1B4SplpGXaXcmUSMU1qqx3I9B79Ojv7CRPewi9798Vm_3eyYK7ivrstxNeg/s1600/P1301084.JPG" height="320" width="240" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
Z otartych owoców wyciskamy sok (powinna uzbierać się pełna szklanka). Wino mieszamy ze spirytusem i łączymy z sokiem. Dodajemy cukier i starannie mieszamy, żeby się w całości rozpuścił. Następnie dorzucamy startą skórkę grejpfrutową oraz skórkę z pomarańczy podzieloną na kilka kawałków.</div>
<div style="text-align: justify;">
Naczynie powinno teraz powędrować na miesiąc w miejsce ciemne i chłodne. Po tym czasie pozostaje już tylko przefiltrować i zabutelkować nalewkę. Nie musi dłużej dojrzewać.</div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjr3wvvOh7mOmjxHTn95-C1i92VD8Si-2CzXD1YX0TYjqmIg9WWY62Sa73XmpQLI7C_RxXyVs41LTSeSiIbBoFy_FKf5D_VuKvq4em51RAz68nO3EMcps4rGz818K89p5zJNUqwaTXHkBk/s1600/fruit-15408_640.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjr3wvvOh7mOmjxHTn95-C1i92VD8Si-2CzXD1YX0TYjqmIg9WWY62Sa73XmpQLI7C_RxXyVs41LTSeSiIbBoFy_FKf5D_VuKvq4em51RAz68nO3EMcps4rGz818K89p5zJNUqwaTXHkBk/s1600/fruit-15408_640.jpg" height="133" width="200" /></a></div>
<br />
<br />
<br />Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/03968348595482071240noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-1284035376348002946.post-51564557439612521672015-01-26T11:00:00.001+01:002015-01-26T11:00:05.469+01:00Nalewka limonkowa<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEglofxt1Wt0NiWXSHp6892xKFCDyMLtzBab_EHT2bmmhzej27TM46uQNbwwwYsjnS-nVCNDduQXKwkjoVXEnjl6jNE8WP3vN-rQWMxPfgtLlBq3kAuEZRtxKhDkw8ioneHnw1_mhnXJbqE/s1600/P1261071.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEglofxt1Wt0NiWXSHp6892xKFCDyMLtzBab_EHT2bmmhzej27TM46uQNbwwwYsjnS-nVCNDduQXKwkjoVXEnjl6jNE8WP3vN-rQWMxPfgtLlBq3kAuEZRtxKhDkw8ioneHnw1_mhnXJbqE/s1600/P1261071.JPG" height="240" width="320" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
Nalewka cytrynowa, na którą przepis zamieściłem w zeszłym tygodniu jest naprawdę mocno wytrawna i bardzo cytrynowa. Gdy jej spróbowałem (zaledwie łyżeczkę do herbaty) przez dobre kilka minut czułem w ustach intensywny posmak.</div>
<div style="text-align: justify;">
Dziś pozostaję przy tematach cytrynowych, tyle że na warsztat biorę mniej u nas znaną odmianę tego owocu: limę powszechnie znaną jako limonka.</div>
<a name='more'></a>Do opublikowania tego przepisu natchnęła mnie <a href="http://pracownianalewek.blogspot.com/2013/08/poniewaz-sezon-nastawiania-nalewek-jest.html" target="_blank">książka Pattie Vargas i Richa Gullinga</a>. Lubię sięgać do opracowania tej pary, bo choć jej podejście do nalewek jest odmienne od polskiego, to jednak wiele pomysłów może być inspirujących. Tak też stało się i w tym przypadku. Autorzy reklamują nalewkę limonkową jako doskonały letni alkohol nadający się albo do drinków z dużą ilością lodu, albo do wzmacniania mrożonej herbaty (taka herbatka góralska <i>a la Floride</i>). Cóż, pożyjemy zobaczymy, zawsze warto spróbować, zwłaszcza że sezon letni za kilka miesięcy.<br />
<div style="text-align: justify;">
Nie byłbym jednak sobą, gdybym nie pokombinował nad zmianą przepisu. Było to konieczne z dwóch powodów: po pierwsze Amerykanie pałają wielką i dla mnie nie zrozumiałą miłością do cukru, stąd też konieczne było radykalne zmniejszenie jego ilości, po drugie - Vargas i Gulling zalecali użycie barwnika spożywczego, co dla mnie jest stanowczo nie do zaakceptowania.</div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhxBxPN12awZT5Yc5EdcIkiF4dxvdMyFytg3JBZwkFF5rdhM-Li4dSuEW9ah65jeiGdYuEzpfoqwaw-4nOMEnyKO612agDKykmkIIFUC1aPh6uomMtc5BJaL3Yddnx8IgceG2J59c4DUtE/s1600/P1261065.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhxBxPN12awZT5Yc5EdcIkiF4dxvdMyFytg3JBZwkFF5rdhM-Li4dSuEW9ah65jeiGdYuEzpfoqwaw-4nOMEnyKO612agDKykmkIIFUC1aPh6uomMtc5BJaL3Yddnx8IgceG2J59c4DUtE/s1600/P1261065.JPG" height="240" width="320" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<br />
W tych zmianach tak się zapamiętałem, że zwiększyłem również ilość soku limonkowego i wzmocniłem trunek alkoholowo. Efekt powinien być dobry. Potrzebujemy:</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
10 limonek (może być 12)</div>
<div style="text-align: justify;">
100 gramów cukru (białego lub trzcinowego)</div>
<div style="text-align: justify;">
1 szklanki wody</div>
<div style="text-align: justify;">
3 (mniej więcej) łyżek skórki otartej z limonek</div>
<div style="text-align: justify;">
300 ml spirytusu<br />
<br />
W efekcie uzyskamy ok 0,8 - 0,9 l nalewki. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Wodę i cukier mieszamy w rondlu i zagotowujemy. Ja zastosowałem cukier trzcinowy, który ma specyficzny posmak oraz ładną, ciepłą barwę miodu, jednak można wziąć cukier biały i nic się nie stanie. Pewna różnica będzie jedynie w barwie nalewki. Gdy syrop się zagotuje, szumujemy go i odstawiamy do przestygnięcia.</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjcEn4y8v3ZStdNBZRAaJtEtoUfumaV94wEh7RPCE4RyN-dH2oYxZFgJJSt2GefW23844NSanSTRsYBZO_T_t9PCZBnmpmK98IZXCCVghbynf5_CJXsL3OsHZ2xpGOFy8TYy5SU76EfNnY/s1600/P1261077.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjcEn4y8v3ZStdNBZRAaJtEtoUfumaV94wEh7RPCE4RyN-dH2oYxZFgJJSt2GefW23844NSanSTRsYBZO_T_t9PCZBnmpmK98IZXCCVghbynf5_CJXsL3OsHZ2xpGOFy8TYy5SU76EfNnY/s1600/P1261077.JPG" height="240" width="320" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Z dokładnie umytych limonek należy zetrzeć wierzchnią warstwę skórki i wycisnąć sok. Właśnie w tej kolejności: najpierw skórka, potem sok, dlatego, że ścieranie skórki z wyciśniętych, flakowatych owoców jest mocno problematyczne, o czym się właśnie przekonałem.</div>
<div style="text-align: justify;">
Sok i syrop mieszamy w dużym słoju. Dolewamy spirytus i wsypujemy otarte skórki. Zamykamy i na miesiąc odstawiamy w ciemne i chłodne miejsce. Po tym czasie filtrowanie i butelkowanie. Nie musi dłużej dojrzewać.</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi8GuUAKOGwtjhzrzbE2whdbyU5CvA_fgrhzmjFpZYFKILkGQ71tjSl2B0Nxw8OTprvc2cVl4bPtPPG7gC97v3rE-rsrxMLvVlPFqaOg_QKA-iaQZMzTcY309J5V2OonwCKDVR_bP0W-Ds/s1600/fruit-15408_640.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi8GuUAKOGwtjhzrzbE2whdbyU5CvA_fgrhzmjFpZYFKILkGQ71tjSl2B0Nxw8OTprvc2cVl4bPtPPG7gC97v3rE-rsrxMLvVlPFqaOg_QKA-iaQZMzTcY309J5V2OonwCKDVR_bP0W-Ds/s1600/fruit-15408_640.jpg" height="133" width="200" /></a></div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/03968348595482071240noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-1284035376348002946.post-77259111816896069622015-01-22T08:05:00.001+01:002015-01-23T15:45:31.919+01:00Kilka słów przestrogi<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgQHcE7xaqNs16MqzWM5lQSXrm1clf3ma4QuCetKlyM9ZMY3WgA6_sgS76C7Y_FFjDlGY1vU2eF319to5yjDRNv0YB5PYXkEy_UshSBhTvnbPQfFGPekAuYnbffl08wxLQ312byDBR9-8Y/s1600/P1030933.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgQHcE7xaqNs16MqzWM5lQSXrm1clf3ma4QuCetKlyM9ZMY3WgA6_sgS76C7Y_FFjDlGY1vU2eF319to5yjDRNv0YB5PYXkEy_UshSBhTvnbPQfFGPekAuYnbffl08wxLQ312byDBR9-8Y/s1600/P1030933.JPG" height="240" width="320" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
Być może dzisiejszy post powinien być chronologicznie pierwszym na moim blogu, a nie dziewięćdziesiątym którymś z kolei. Być może przykry temat, który dziś poruszę, powinienem był zasygnalizować wcześniej. Być może jego przemilczenie (pominięcie) ściągnęło na moich Czytelników poważne problemy i trudności rodzinne. Mam jednak nadzieję, że mimo wszystko nie jest jeszcze za późno.</div>
<div style="text-align: center;">
<span style="font-size: large;"><span style="color: red;">(UWAGA drastyczne zdjęcia!)</span></span></div>
<a name='more'></a><br />
<div style="text-align: justify;">
Nalewki są w Polsce otoczone nimbem czcigodnej Tradycji, szlacheckich dworków z gankami wspartymi na pękatych kolumienkach, rodowych tajemnic strzeżonych przez kolejne pokolenia Pań domu. Któż z nas nigdy nie miał podobnych skojarzeń? Każdy, przynajmniej przez moment, a jeśli ktoś zaprzecza, to albo znaczy, że albo nie jest do końca szczery, albo ma kiepską pamięć. Przyrządzanie nalewek postrzegane z tego punktu widzenia staje się niemalże rytuałem przypominającym dawne czasy i wskrzeszającym szlachetną przeszłość. A do tego daje poczucie pewnej wyjątkowości, zwłaszcza w czasach, gdy wszędzie dominuje produkcja przemysłowa, anonimowa, zestandaryzowana, uregulowana szczegółowymi normami i na wielką skalę.<br />
<br />
I tak to się zaczyna. Nowicjusz zainteresowany nalewkami znajduje recepturę i wprowadza ją w życie. Tak powstaje jego pierwsza własna nalewka. Doskonale pamiętam ten moment. Było późne lato 2001 roku, gdy filtrowałem własnoręcznie zrobioną <a href="http://pracownianalewek.blogspot.com/2013/03/imbirowka.html" target="_blank">imbirówkę</a>. Trzy półlitrowe butelki stały na kuchennym stole, trunek był to przepyszny, a ja nie mogłem nie pękać z dumy. To powodzenie rozpaliło moje ambicje i już niebawem nastawiłem kolejną - tym razem <a href="http://pracownianalewek.blogspot.com/2013/06/orzechowka.html" target="_blank">orzechówkę</a>. Później pojawiła się <a href="http://pracownianalewek.blogspot.com/2014/09/krupniki-likiery-nalewki.html" target="_blank">pierwsza książka z przepisami</a> i procesu nie dało się zatrzymać.</div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjSxQI8vYmYcsEq10r-7srQaZqYl_259SjQ9J4EkhkkzsCK8ObVd_t2jm7mmLWM9gDGGopgF53XoLaExK-gj_bPmSoNBgn8G54J5N9_VdGC0BI_a4S-RXpakOkNtJzoNd77WWAEqLpt1tA/s1600/P1030934.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjSxQI8vYmYcsEq10r-7srQaZqYl_259SjQ9J4EkhkkzsCK8ObVd_t2jm7mmLWM9gDGGopgF53XoLaExK-gj_bPmSoNBgn8G54J5N9_VdGC0BI_a4S-RXpakOkNtJzoNd77WWAEqLpt1tA/s1600/P1030934.JPG" height="240" width="320" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
Dobrze, zapyta ktoś, ale gdzie tkwi problem? Właśnie w powodzeniu i udanych wyrobach. Bowiem przy wytwarzaniu nalewek bardzo łatwo uruchomić mechanizm o nazwie <i>W Przyszłym Roku Trzeba Nastawić Więcej</i>. Ten podstępny syndrom powstaje w momencie, gdy degustujemy dojrzałą nalewkę i bardzo nam ona smakuje. Do tego bliżsi i dalsi krewni i znajomi wyrażają swoją aprobatę. Starsze ciotki moczą w kieliszkach ukarminowane dzióbki i mlaskają z ukontentowaniem. Młodsi wujowie wychylają kieliszki jednym haustem (profani!) i zaraz proszą o dolewkę. W tym momencie w głowie rodzi się straszna myśl: <i>Czemu</i> <i>nastawiłem/am tak mało?! Przecież to półtora litra rozejdzie się błyskawicznie! <b>W przyszłym roku trzeba nastawić więcej</b></i>.<i> </i>Przyjaciółko<i> </i>tudzież Przyjacielu! Właśnie wtedy padasz ofiarą tego zdradliwego syndromu i musisz przygotować się na liczne niedogodności.</div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhDecPJvjoiRO68sC3rZtj-ErfZXwHWrJYsP_g1FEvkCgOfzh41VmgmQLbbPjzRUENgQVryZo4jTV04EzNCsDbjNIrmmD8Sz1GgR8z6bGU5yFprh0HTqm6zdoc1KdhAx58ySqCDdfoEoS4/s1600/P1030935.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhDecPJvjoiRO68sC3rZtj-ErfZXwHWrJYsP_g1FEvkCgOfzh41VmgmQLbbPjzRUENgQVryZo4jTV04EzNCsDbjNIrmmD8Sz1GgR8z6bGU5yFprh0HTqm6zdoc1KdhAx58ySqCDdfoEoS4/s1600/P1030935.JPG" height="240" width="320" /></a></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div style="text-align: justify;">
Są one nieubłaganą i logiczną konsekwencją naszego postanowienia oraz sposobu wytwarzania nalewek. Jak wiadomo, muszą one w spokoju dojrzewać przynajmniej kilka tygodni, jeśli nie miesięcy. Potrzebują zatem miejsca. Dobrze. Te kilka butelek zawsze gdzieś się zmieści, w ostateczności upchnie w jakimś zakamarku. Jednak dobrych nalewek jest całkiem sporo, zwłaszcza, gdy nadchodzi sezon owocowy. W maju zajmujemy się <a href="http://pracownianalewek.blogspot.com/search/label/nalewka%20truskawkowa" target="_blank">nalewką truskawkową</a>. Później przychodzi czas na <a href="http://pracownianalewek.blogspot.com/2013/07/smorodinowka.html" target="_blank">porzeczki</a>, <a href="http://pracownianalewek.blogspot.com/2013/07/malinowka.html" target="_blank">maliny</a>, <a href="http://pracownianalewek.blogspot.com/search/label/wi%C5%9Bni%C3%B3wka" target="_blank">wiśnie</a>. Wraz z pełnią lata pojawiają się <a href="http://pracownianalewek.blogspot.com/2013/08/nalewka-morelowa.html" target="_blank">morele</a>, a później,w początkach jesieni <a href="http://pracownianalewek.blogspot.com/2013/09/nalewka-na-wegierkach.html" target="_blank">śliwki</a> i <a href="http://pracownianalewek.blogspot.com/2013/10/gruszkowka.html" target="_blank">gruszki</a>. My zaś stajemy przed dylematem: albo w tym roku nie zrobię nalewki i będę czekać cały rok na następną okazję, albo mimo wszystko nastawię, ale muszę liczyć się z zacieśnieniem przestrzeni życiowej. I co? Nie wiem, jak Czytelnicy, ale ja z reguły wybieram to drugie rozwiązanie.</div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhP7rsmheEEG__MyzuYDc0SQBn9NTKuBuQoHGKxtve6wlruzOJpatF_SGOw_N7MFGI4KdlqdmObu4uFXwxv4JOxmGci0_h6TXoWW9aBEwRgrgDMwqAqx3xKt-3_d9-VwhlkG5-6jGP3Cxc/s1600/P1030936.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhP7rsmheEEG__MyzuYDc0SQBn9NTKuBuQoHGKxtve6wlruzOJpatF_SGOw_N7MFGI4KdlqdmObu4uFXwxv4JOxmGci0_h6TXoWW9aBEwRgrgDMwqAqx3xKt-3_d9-VwhlkG5-6jGP3Cxc/s1600/P1030936.JPG" height="240" width="320" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
Na efekty (widoczne na zdjęciach) nie trzeba czekać długo. Już po kilku miesiącach takich działań miejsce przeznaczone na przechowywanie/dojrzewanie nalewek jest zapełnione i trzeba szukać następnego. Jeśli się je znajdzie (np. w piwnicy czy garażu u teściów), to pół biedy (o ile piwnica jest bezpieczna a teściowie nie mają nic przeciwko). Gorzej, jeśli nie ma takich możliwości. Wówczas trzeba upychać flaszki gdzie popadnie: w i na szafkach kuchennych, w garderobie, między naczyniami, butami, koszulami. Rodzina początkowo robi dobrą minę do złej gry, później coraz częściej narzeka. Trudno jej się dziwić, skoro praktycznie w każdym kącie mieszkania stoją jakieś butelki.<br />
<br />
Tym niemniej uważam, że uzyskanie dobrej nalewki jest warte tych niedogodności. Bo gdy wydobędzie się ją z czeluści szafy, przeleje do karafki, a z niej do kieliszków, spojrzy na barwę i refleksy światła, poczuje aromat, a później smak, wszelkie uciążliwości będą nagrodzone.</div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/03968348595482071240noreply@blogger.com16