Translate

piątek, 17 kwietnia 2015

Likier antylski



źródło: http://timetocookonline.com/2014/01/20/transylvanian-apple-tart/jack-sparrow-2/
Czas mija, zrobiła się połowa kwietnia, a moja blogowa pauza wielkanocna trwa w najlepsze. Pora ją kończyć i wracać do pracy, a raczej - zajrzeć do przepisów niczym Jack Sparrow do butelek i znaleźć w nich coś interesującego. Dziś (a właściwie jakieś dwa tygodnie temu) moje oko spoczęło na recepturze zapisanej w niewielkiej książce Hanny Szymanderskiej. Będzie bardzo aromatycznie.
Likier antylski wytwarza się etapami i zajmuje to około 10 - 14 dni. Nie da się tego uniknąć, ponieważ składniki tego alkoholu dodaje się w ustalonej kolejności i nie mogą zbyt długo zalegać w nastawie. Nie wiem, skąd pochodzi nazwa, prawdopodobnie nadał ja jakiś domorosły nalewkowicz, jednak jest bardzo adekwatna, ponieważ likier ten zawiera kilka elementów stereotypowo kojarzących się z Antylami: rum, wanilię, pomarańcze i kawę.

Pisząc zaś konkretnie, potrzebujemy:

trzech pomarańczy
trzech szklanek rumu (obojętne czy jasnego, czy ciemnego. Ja wybrałem ten drugi)
1 laski wanilii
kilku suszonych śliwek bez pestek
80 gramów cukru (użyłem białego, ale myślę, że brązowy byłby bardziej "antylski")
100 ml wody
łyżki stołowej mocnej kawy (w opisywanym przypadku zaparzyłem kawę z 250 ml wody i czterech kopiastych łyżeczek mielonej kawy)

Skórkę ściągniętą z pomarańczy należy "ogolić" z albedo - tej białej, gąbczastej warstwy spodniej i pokroić na drobne kawałki. Nie trzeba wycinać z nich egzotycznych masek, chyba że chcemy zrobić zdjęcie na bloga, kończą się nam pomysły i mamy już serdecznie dość zdjęć skórek zdjętych z cytrusów robionych pod różnymi kątami i z rożnych odległości.
Skórki zalewamy rumem i odstawiamy na 5-7 dni.
Po tym czasie alkohol trzeba odcedzić i przystąpić do drugiego etapu produkcji. Polega on na sporządzeniu gęstego syropu cukrowego, pokrojeniu wanilii i suszonych śliwek i kilkuminutowym podgotowaniu ich w syropie tak, by nabrał on lekko bursztynowej barwy. Wtedy kończymy podgrzewanie i pozwalamy syropowi lekko przestygnąć, a następnie wlewamy do niego oczekujący "zpomarańczowiony" rum. Całość ponownie odstawiamy na 5 - 7 dni
Ostatni etap wytwarzania jest najprostszy. Odcedzamy nalewkę, wyrzucamy śliwki i wanilię i do otrzymanego alkoholu wlewamy łyżkę mocnej kawy. Mieszamy i odstawiamy na 3 - 4 miesiące. A później wystarczy, że znajdziemy jakąś Elizabeth, karaibską plażę i możemy się cieszyć dojrzałym likierem.


Przyznam, że nie mogłem się oprzeć i spróbowałem likieru zaraz po wytworzeniu. Słodki, początkowo mocno owocowy i alkoholowy w smaku, z czasem staje się bardziej waniliowy. Na końcu mocno wyczuwalna gorzkawa i lekko oleista pomarańcza. Dobre! Pewnie z czasem alkohol stanie się niewyczuwalny, a pozostałe smaki się zharmonizują. Oho, będzie to bardzo niebezpieczny napój.

2 komentarze:

  1. No nareszcie nowy post ;) Likier wydaje się być pycha! Co do kawy, to moim zdaniem najlepsza w ziarnach.

    OdpowiedzUsuń
  2. No dobra, już się sadzę na tę nalewkę :) Muszę tylko rum upolować. Mam parę innych przepisów do zrobienia, ale ten będzie kolejny.

    OdpowiedzUsuń