Hanna Szymanderska jest autorką wielu opracowań dotyczących sztuki kulinarnej. Zwłaszcza bliska jest jej kuchnia polska, nic zatem dziwnego, że 10 lat temu opublikowała niewielki zbiorek kilkudziesięciu przepisów na krupniki, nalewki i likiery, w którym znalazły się receptury wielu tradycyjnie polskich trunków.
Mam do tej książeczki spory sentyment. Dostałem ją w momencie, gdy już miałem pewne doświadczenia w wytwarzaniu nalewek. Nie mogę więc twierdzić, że od niej zaczęła się moja nalewkowa przygoda. Jednak to, co w niej przeczytałem dało mi naprawdę spory zapas informacji potrzebnych do tego, by te pierwsze kroki początkującego nalewkoczyńcy nabrały pewności i zaczęły zmierzać w kierunku coraz lepszych efektów. I choć teraz mógłbym polemizować z niektórymi tezami autorki, to na tamtym etapie lektura ta okazała się bardzo pomocna. Dlatego uważam, że jest to bardzo dobra książeczka dla osób, które nalewkami się zainteresowały, chciałyby je nastawiać, a jeszcze nie mają wystarczającego doświadczenia.
Główną zaletą tego opracowania jest konkret. Mało tu gawędziarstwa, opowieści o alkoholu, dygresji. Są przepisy i tyle. Aż tyle. Co ważne, różnią się one między sobą stopniem trudności i ilością zastosowanych składników, dzięki czemu łatwo można znaleźć coś, co jesteśmy w stanie w konkretnym momencie zrealizować.
Książka składa się z trzech części poprzedzonych krótkim wstępem zawierającym podstawowe wskazówki i porady. W pierwszej znalazły się przepisy na krupniki, w drugiej - na likiery, a w trzeciej na nalewki. Dodatkowo osobno podane są receptury na alkohole na owocach, a osobno - na ziołach i innych składnikach nieowocowych. Co interesujące, jest kilka przepisów na alkohole na suszonych owocach. W sumie zbiorek zawiera receptury 109 różnych trunków, co przy jego stosunkowo niewielkiej objętości (88 stron) jest bardzo dobrym wynikiem.Główną zaletą tego opracowania jest konkret. Mało tu gawędziarstwa, opowieści o alkoholu, dygresji. Są przepisy i tyle. Aż tyle. Co ważne, różnią się one między sobą stopniem trudności i ilością zastosowanych składników, dzięki czemu łatwo można znaleźć coś, co jesteśmy w stanie w konkretnym momencie zrealizować.
Hanna Szymanderska Krupniki Likery Nalewki, Prószyński i S-ka, Warszawa 2004, 88 s
Witam jestem fanka Pana twórczości :) jednocześnie bardzo proszę o pomoc. Robiłam ostatnio nalewkę z czarnej porzeczki. Porzeczki zostały zasypane cukrem słoik zakręcony gazą stało ok 2 tygodnie.. potem dolałam spirytus.. zakręciłam słoik, nalewka stała 2 miesiące. W miniony wekeend zlewałam nalew i poczułam, że nalewka jest sfermentowana... czuć troszkę ocet.. Mam do Pana pytanie, czy można to jakoś uratować ?... co z tym zrobić ? mam tego ok 5 litrów.Ania.
OdpowiedzUsuńMiło mi, że moja twórczość doczekała się fanek :) Co do meritum, to fermentacja w sytuacji, którą Pani opisuje jest całkiem normalna. Owoce odstawione po zasypaniu cukrem na pewno sfermentują i nie ma w tym nic złego. Natomiast zalanie ich później spirytusem fermentację przerywa. Drożdże nie są w stanie żyć w alkoholu o stężeniu przekraczającym 15%. Podobnie jest z bakteriami octowymi. Dlatego przypuszczam, że zaoctowanie nalewki nastąpiło na etapie fermentacji. Nie jest to nic strasznego, choć rzeczywiście trochę psuje smak. Co w tej sytuacji zrobić? Należy posmakować. Jeśli czuć ocet, to można nalewkę dosłodzić syropem cukrowym. Ewentualnie potrzymać w dużym naczyniu (ok. 10 l) i co jakiś czas wstrząsać. Kontakt z powietrzem też może doprowadzić do złagodzenia ostrego smaku takiej nalewki.
Usuń