Translate

sobota, 22 czerwca 2013

Etykietki


 Na początku marca nastawiłem imbirówkę. Postała trzy miesiące i na początku czerwca wyrzuciłem z niej imbir i cytryny, a nastawowi dałem dwa tygodnie na wyklarowanie, po czym ściągnąłem go znad osadu, przepuściłem przez worek filtracyjny i wlałem do butelek. Właściwie nie ma co się nad tym rozwodzić i właśnie dlatego zabutelkowanie złocistej imbirówki traktuję jako dobry pretekst do poruszenia innego tematu: etykietek na butelki.
 

Zagadnienie etykietkowania butelek prędzej czy później dotknie każdego sprawcę nalewek. Przemawiają za tym względy prestiżowe, estetyczne i praktyczne. Pestiżowe dlatego, że kiedy chcemy się pochwalić bliższym i dalszym znajomym naszym alkoholowym wyrobem, warto podać go w odpowiednio przygotowanej butelce, a nie flaszce po wódce czy spirytusie. Skoro poświęciliśmy tyle czasu na przygotowanie świetnego napoju, nie powinniśmy go lać do byle jakiego naczynia, bo to obraża tak trunek, jak i nasz wysiłek w jego produkcję włożony.
Kwestia estetyczna nasuwa się niejako automatycznie: skoro mamy cieszącą oko i smak naleweczkę, nieładnie wygląda lanie jej do butelki ze starą etykietką, na której koślawo napiszemy pomarańczówka 2013. Oczywiście, gdy nalewka jest eksperymentem, niewiele o niej wiemy i dopiero wypróbowujemy przepis, możemy zaakceptować takie opakowanie zastępcze. Ale jeśli trunek znamy, smakuje nam i chcemy, by cieszyli się nim inni, elementarnym wymogiem estetyki jest wlanie go do odpowiedniej butelki.
Kwestia praktyczna też jest oczywista: kiedy o kilku latach praktykowania nalewkoczynu dochrapiemy się kolekcji różnych nalewek (to JEST możliwe, uwierzcie mi), dobrze mieć te butelki jakoś oznakowane, aby szybko zorientować się, co zawierają.
Zatem etykietki są potrzebne i czas przejść właśnie do nich.
Zanim to uczynię - mała uwaga na marginesie: nie jestem grafikiem, nie znam się na grafice (zwłaszcza komputerowej) i moje etykietki są całkowicie amatorskie. Dlatego Osoby posiadające wiedzę w tej dziedzinie proszę o wyrozumiałość przy czytaniu dalszych akapitów tego posta. Nie kryję, że jest on skierowany do Internatów będących, podobnie jak ja, graficznymi laikami.
Moja etykietka na imbirówkę wygląda tak:

Zawiera nazwę firmy i rok założenia (ten ostatni w znacznej mierze fałszywy, ale i tak ładnie wygląda. Nazwa firmy zresztą też nie zarejestrowana), nazwę nalewki, miesiąc wykonania, objętość flaszki i moc (obliczaną wyłącznie teoretycznie na podstawie protokołów nastawów). Można umieścić tam jeszcze więcej informacji - przestrogę o szkodliwości alkoholu, numer protokołu nastawu itp. Ja nie miałem tyle miejsca i wolałem urozmaicić nalepkę fotką cytryny i imbiru.
Uzupełnieniem tej etykietki jest kontra:

 Nie zawiera ona żadnych konkretów, poza marketingową paplaniną, ale dodaje dostojeństwa butelce.
Etykietki te zostały wykonane w programie Gimp 2. Kiedyś przeczytałem o nim pochlebne opinie i nie zawiodłem się, choć - między Bogiem a prawdą - wykorzystuję pewnie 1/10 jego możliwości. Jego obsługa początkowo może rodzić trochę trudności i związanych z nimi frustracji, ale ostatecznie nie jest trudna.
Kolejną kwestią jest papier. Powinien być lekki. Jeśli taki nie jest, jego elastyczność może poważnie utrudniać naklejenie etykietki na butelkę. Odradzam więc stosowanie zwykłego papieru do drukarek. Jego ciężar wynosi na ogół 80g/m2 i to jest zbyt wiele. Najlepszy byłby papier o gramaturze 60g/m2, ale taki trudno kupić. Ten, który wykorzystuję jest nieco cięższy, ale nie stanowi to większej przeszkody.
Nie zapominajmy też o kleju. najlepszy jest płynny, introligatorski, ale zwykły biurowy w sztyfcie też się nada.
Po uwzględnieniu tych rad spokojnie możecie się zabierać za przygotowywanie własnych etykietek, co sprawia sporo frajdy. Może nie tak wiele, jak zrobienie dobrej nalewki, ale zapewniam Was, że opatrzenie butelek z własnoręcznie przygotowanym alkoholem samodzielnie wykonanymi etykietkami daje satysfakcję.


10 komentarzy:

  1. ale super blog! Uwielbiam robić nalewki i później częstować nimi innych! na pewno włąśnie stałam się stałą czytelniczką!

    Pozdrawiam!

    http://sierotkamarysiawkuchni.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję za miłe słowa :)

    OdpowiedzUsuń
  3. "Skoro poświęciliśmy tyle czasu na przygotowanie świetnego napoju, nie powinniśmy go lać do byle jakiego naczynia, bo to obraża tak trunek, jak i nasz wysiłek w jego produkcję włożony." - mam to samo ;)

    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  4. Witam,
    jestem kompletnym laikiem jeśli chodzi i nalewki, ale imbirówka stoi od 2 miesięcy i czeka na Córkę :)
    Mam pytanie, możesz wytłumaczyć, bardziej szczegółowo i łopatologicznie "a nastawowi dałem dwa tygodnie na wyklarowanie, po czym ściągnąłem go znad osadu, " - czyli co ? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To bardzo proste :) Po tym, jak imbirówkę odcedzi się od stałych składników (cytryn i imbiru), jest ona bardzo mętna. Powoduje to głównie pyłek kwiatowy wytrącający się z miodu. Dlatego trzeba tę mętną nalewkę odstawić w słoju i nie ruszać jej. Po kilku dniach na dnie zacznie się formować warstewka białego osadu. Po dwóch tygodniach warstwa ta będzie już całkiem gruba, zaś sama nalewka zrobi się klarowna. Wtedy trzeba zlać nalewkę tak, żeby nie poruszyć tego osadu. Trzeba zaopatrzyć się w lateksową rurkę (np. kupioną w sklepie z artykułami winiarskimi albo akwarystycznymi). Nie musi być ona długa, 1,5 m wystarczy. Następnie słój z nalewką ustawiamy nieco wyżej (np. na blacie kuchennym), a poniżej (np. na podłodze) ustawiamy naczynie, do którego będziemy zlewać. Rurkę wsuwamy do naczynia górnego (ale nie stawiamy na dnie!), drugim jej końcem zasysamy nalewkę i pozwalamy jej spływać do naczynia dolnego. W tym czasie uważnie obserwujemy koniec rurki zanurzony w naczyniu górnym - nie może on dotykać do osadu, najlepiej, by był co najmniej centymetr nad jego powierzchnią. Kiedy skończymy ten zabieg (nieco niewygodny, przyznaję) uzyskujemy klarowną nalewkę. Ot, i cała filozofia :)

      Usuń
    2. Mała poprawka: nie lateksową rurkę, ale silikonową.

      Usuń
  5. W pewnym stopniu zajmuję się etykietkami (mam kolekcję z 1500 miniaturek alkoholi) oraz zbieram etykietki z Polmosu i mam skany lub widziałem dużo przedwojennych etykietek. Sam też zacząłem robić kiedyś etykietkę ale nie spełniała ona moich wysokich wymagań. Samemu, nie będąc wybitnym grafikiem jest niezmiernie trudno zrobić etykietkę, która nie będzie wyglądała "kiczowato". Ostatnimi czasy hobbystycznie przerabiałem graficznie przedwojenne wzory etykietek do własnych potrzeb np. mamie na sok i tu chyba zacznę się rozwijać :) Ciekawy jest ten motyw z 1905 r. i samooszukiwaniem się.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rzeczywiście, trudno jest zrobić ładną etykietkę alkoholową. Dla mnie niedoścignionym wzorem są w tej materii niektóre etykietki whisky single malt (np. Cragganmore).
      Rok 1905 jest na pamiątkę pewnego wydarzenia. Kiedy Benedykt Dybowski wrócił do Polski z zesłania na Syberię, stał się wielkim orędownikiem życia w trzeźwości. Rozpoczął więc w Warszawie wielką akcję przeciwko alkoholowi i tytoniowi nakłaniając bliższych i dalszych znajomych do rezygnacji z tych używek. Podczas wizyty w Krakowie, gdzie był podejmowany jako wielki uczony i bohater, wziął udział w specjalnym przyjęciu, w którego trakcie szerzył ideę życia w trzeźwości. Namawiał przy okazji do wstępowania w szeregi założonego przez siebie stowarzyszenia abstynenckiego "Eleuteria". Traf chciał, że na tym przyjęciu był również Jan Kasprowicz, który, jak na młodopolskiego poetę przystało, był daleki od ideału Dybowskiego i gdy usłyszał o stowarzyszeniu "Eleuteria" postanowił namówić znajomego gorzelnika galicyjskiego do nazwania tak nowego gatunku żytniówki. Miało to miejsce właśnie w roku 1905.
      Pomysł się nie przyjął, Dybowski obraził się na Kasprowicza, ale kiedy 10 lat temu zastanawiałem się nad jakimś nazwaniem swoich nalewek, postanowiłem w ten sposób upamiętnić całe wydarzenie.

      Usuń
  6. A co do kleju: bardzo dobrze trzyma zwykłe mleko. Na spodek nalewam trochę mleka i pędzelkiem rozprowadzam po spodniej stronie etykiety. I na butelkę. Trzyma wystarczająco dobrze i pozwala na korektę ułożenia etykietki na butelce. Ewentualne zacieki też nie są zbytnio widoczne. A do tego łatwo można pozbyć się tak naklejonej etykietki, myjąc butelkę w wodzie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Proszę, proszę, nic nie wiedziałem o takich właściwościach mleka. Wielkie dzięki, muszę to wypróbować przy najbliższej okazji.

      Usuń