Translate

wtorek, 25 lutego 2014

Nalewka z arcydzięgla

(źródło: http://ziola.pisz.pl/wp-content/uploads/2012/02/Arcydziegiel-litwor.jpg)

O arcydzięglu dużo słyszałem. Od wieków jest otoczony legendami i mitami o boskim (anielskim) pochodzeniu. Rzeczywiście, jego walory lecznicze i smakowe czynią go gatunkiem unikatowym, zwłaszcza w naszych szerokościach geograficznych. Nie tylko zresztą naszych, ponieważ ta roślina równie dobrze czuje się w klimacie środkowej Europy, jak i Skandynawii czy Grenlandii. A to już samo w sobie jest szczególne. O arcydzięglu i jego możliwym wykorzystaniu bardzo zajmująco opowiada Klaudyna, ja jedynie dodam, że można go nie tylko zjadać w różnych formach, ale także wykonać z niego instrument muzyczny. Robili tak Samowie (Lapończycy), którzy poprzez nacinanie kawałka pustej w środku łodygi uzyskiwali proste fleciki.

Niestety, nadawały się one do gry jedynie przez kilka dni. Gdy łodyga wyschła, pękała i trzeba było powtarzać cała robotę.
Jednak w tym wpisie nie zamierzam wdawać się w muzykologiczne rozważania, lecz chcę opisać przygotowywanie nalewki z suszonego korzenia arcydzięgla. Otrzymaliśmy go z Agatą kilka dni temu od Pawła (którego pozdrawiamy machając naszymi przyrządami do machania), nadarzyła się zatem okazja do wypróbowania nowych receptur.

Nalewki z arcydzięgla wykorzystują zarówno korzeń, jak i łodygę. Korzeń, jak widać na powyższym zdjęciu, jest stosunkowo duży, wręcz masywny i bardzo przyjemnie pachnie. Woń troszkę przypomina seler połączony z anyżkiem lub lukrecją, jest to aromat wytrawno - słodki.
Przepis, który testuję pochodzi z omawianej już swego czasu książki dwojga amerykańskich autorów, który jednak postanowiłem trochę zmienić. Amerykanie - nie wiedzieć czemu - uwielbiają cukier i w pierwotnym brzmieniu przepis zakładał, że ma on stanowić około 1/4 całej objętości nalewki. Brzmi to dość nieprawdopodobnie, wiem. Toteż postanowiłem zasadniczo zmniejszyć jego ilość. Zrezygnowałem także z dodawania barwników spożywczych, ponieważ jestem wrogiem takich ulepszaczy i uważam, że nalewki same w sobie mają ładne kolory.

Po tej korekcie przepis wygląda następująco:

3 stołowe łyżki pokrojonego suszonego korzenia arcydzięglu
3 ziarna ziela angielskiego
szczypta nasion anyżku
szczypta mielonej kolendry
szczypta mielonego cynamonu
4 pokrojone morele
szklanka wódki
1/2 szklanki brandy
1/2 szklanki wody
1/2 szklanki cukru

(daje to około 1 litra nalewki)

Korzeń, morele i przyprawy wrzucamy do słoja i zalewamy wódką z brandy. Odstawiamy nastaw w ciemne miejsce na dwa tygodnie codziennie nim wstrząsając. Po tym czasie we wrzącej wodzie rozpuszczamy cukier, chwilę gotujemy i szumujemy. Kiedy syrop przestygnie na tyle, żeby być ciepły, a nie gorący, wlewamy do niego przecedzony nastaw. Całość filtrujemy, butelkujemy i odstawiamy na co najmniej miesiąc.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz