Moja blogowa aktywność praktycznie spadła do zera. Można to tłumaczyć różnie. Nowym rokiem. Zaganianiem w pracy (pracach). Rozlicznymi obowiązkami powodującymi, że dzień kończy się o 00:30 i trzeba iść szybko spać. Jednak powiem szczerze - mam kryzys natchnienia. Skończyły się pomysły i przepisy na nalewki zimowe, do wiosny i lata jeszcze daleko i trudno wpaść na pomysł wart wpisu na blogu. A pisać o niczym - głupio.
Jednak pomysł na 'chwilę prawdy' wydaje się sensowny. W poprzednim roku zrobiłem kilka nalewek eksperymentalnych. Składniki zalałem, słoje odstawiłem. Zlałem, przefiltrowałem i zabutelkowałem. Czas dojrzewania upłynął, więc uczciwość nakazywałaby zmierzyć się z tymi wytworami. I to jest właśnie ta chwila prawdy. Przyszedł moment sprawdzenia, co wyszło i czy nadaje się to do spożycia.
W szranki stanęły cztery nalewki - debiutantki.
Były to:
Na pierwszy ogień idzie nastawiona wiosną staropolska nalewka chlebowa. Barwę ma ładną, zapach lekko miodowy z cięższym, wytrawnym dodatkiem 'czegoś'. Przechodzimy więc do smaku. nabieramy mały łyk i...
... i konstatujemy, że trunek należy do tych wytrawniejszych. W ustach wyraźnie czuć korzenny, lekko gorzki rozgrzewający smak. Gdzieś w tle pojawia się leciutka miodowa słodycz, ale ona raczej podkreśla, a nie tłumi wytrawność przypraw. Do tego po chwili dochodzi odrobina soli. Tak, soli, takiej, jaką można poczuć w niektórych single maltach pochodzących z wysp (np. w Taliskerze). Nalewka może zatem zdobyć uznanie tych, którzy nie gustują w słodkich napitkach. Myślę, że dobrze pasuje także do konkretnego jedzenia: pieczonego mięsa czy zrazów zawijanych. W żadnym razie do ciast i deserów.
Następna w kolejności jest jagodówka pochodząca z pierwszych tygodni lata. Kolor ma bardzo ładny, ale zapach zdecydowanie mniej. Mało wyrazisty, powiedziałbym że lekko mydlany. Ogólnie mało zachęcający. To tyle, jeśli chodzi o oko i nos. Pora na język. Jakich wrażeń dostarcza? Gorszych od wzrokowych, lepszych od nosowych. Otóż nalewka ta stoi na rozdrożu. Z jednej strony wyczuwa się w niej całkiem miłą "ogólnoowocową" słodycz. Nie da się jej połączyć z jakimś konkretnym owocem, jednak jest banalnie przyjemna. Ale obok niej pojawia się tatarakowa goryczka i cierpkość, która ciągnie nasz zmysł smaku w zgoła przeciwne rejony. W końcowym efekcie czujemy, że to jednak nie to i w przyszłości robiąc nalewkę na czarnych jagodach należy łączyć je z dodatkami, które nie zdławią ich delikatnego smaku.
Po tej wpadce czas przejść do następnych kandydatek. Co tam mamy? Nalewkę na owocach czarnego bzu. Ciemnopurpurowa z brunatnymi refleksami, nieco mętna. Wygląda zdecydowanie mniej przyjemnie od poprzedniczek. Zapach? Hmm... owocowo - korzenny, półsłodki, bogaty. Czując go mamy wrażenie, że napitek jest treściwy. Tak też okazuje się po nabraniu go w usta. Mamy do czynienia z bardzo treściwą nalewką o pełnym smaku. Najpierw czujemy ciężką słodycz dojrzałych, esencjonalnych owoców. Smak czuć całymi ustami, a nie tylko językiem, zdaje się je całkowicie wypełniać. Nieco później pojawia się słodki posmak korzenny, cynamonowy, bardzo ładnie podbijający i uzupełniający owoce. Finisz jest lekko chropawy kojarzący się z jakimś ziołowym, smacznym syropem na przeziębione gardło. Bez dwóch zdań:nalewka świetna, choć w przyszłości dodam do niej chyba mniej cukru.
Stawkę zamyka orzechówka na orzechach laskowych. Barwa jaśniutka, wręcz słomkowa. Zapach? Ciasteczka deserowe z cukrem produkowane przez San w latach mojego dzieciństwa (może teraz nadal są na rynku?). A po wypiciu? No cóż. Początkowo słodko, ale zaraz uderza zmysł smaku cios w wykonaniu ziela angielskiego połączonego z wódką. Błeee, cóż za brak harmonijności i zbalansowania! W dodatku w ogóle nie czuć orzechów, choć przecież były dodawane do nastawu. Beznadzieja.
Podsumowując tę chwilę prawdy można jedynie stwierdzić, że nalewka z owoców czarnego bzu jest doskonała, staropolska - dobra, ale do gustu przypadnie koneserom, jagodowa wymaga daleko idącego przepracowania, a o orzechówce z orzechów laskowych lepiej zapomnieć.
Dzięki nie mogłem się doczekać opinii o nalewce staropolskiej , lubię takie nietuzinkowe składniki .
OdpowiedzUsuńCzekam z niecierpliwością na dalsze przepisy .
Odkopię trochę, ale aż wierzyć mi się nie chce, że z orzecha laskowego jest taka beznadziejna. Faktem jest, że robię ją trochę inaczej niż w pańskim przepisie. Grono moich "degustatorów" uważa ją za jedna z bardziej udanych (:
OdpowiedzUsuńpozdrawiam, Paweł
Cóż, oceny są zawsze subiektywne. Mnie ta nalewka do gustu nie przypadła. Ale może za krótko dojrzewała?
UsuńJak się daje na taka ilosc plynu 15 szt(!) orzechow to trudno oczekiwać czegokolwiek... Amatorszczyzna w pełnym wydaniu. Radze korzystać z innych przepisów.
OdpowiedzUsuńSzkoda, że dopiero teraz przeczytałem ten wpis. Jagodowa z twojego przepisu już dochodzi w słoju :( Da się jakoś uratować? Można coś dodać do niej?
OdpowiedzUsuńPo pierwsze czas - sprawdzałem jagodówkę przed kilkoma tygodniami i smak rzeczywiście się poprawił. Można dodać też czegoś kwaskowatego (np. kwasku cytrynowego). Też powinien poprawić.
Usuń