Maliny to bardzo wdzięczne owoce nalewkowe. Nie wymagają specjalnej obróbki, łatwo oddają sok, a ich smak i aromat trudno przecenić. Przed rokiem opublikowałem przepis na malinówkę doprawianą wanilią, lecz, jak łatwo można się domyślić, nie wyczerpuje on listy możliwych wariantów nalewki na malinach, która jest naprawdę długa. Dlatego dziś podaję recepturę malinówki ucieranej.
Jest ona stosunkowo prosta w przygotowaniu i dużo łatwiejsza niż malinówka prezentowana poprzednio. Jej skład sprowadza się do trzech składników: malin, cukru pudru i wódki.
Potrzebujemy:
0,5 kg malin
100 g cukru pudru
0,5 l wódki (40%)
(otrzymujemy około 0,7 l nalewki)
Jest ona stosunkowo prosta w przygotowaniu i dużo łatwiejsza niż malinówka prezentowana poprzednio. Jej skład sprowadza się do trzech składników: malin, cukru pudru i wódki.
Potrzebujemy:
0,5 kg malin
100 g cukru pudru
0,5 l wódki (40%)
(otrzymujemy około 0,7 l nalewki)
Opłukane maliny rozgniatamy w misce, a następnie dokładnie mieszamy z cukrem pudrem. szybko zobaczymy jak masa "podchodzi" sokiem i robi się dużo bardziej wodnista. Miskę wstawiamy na dwa - trzy dni do lodówki. Chodzi o to, by nie dopuścić do zafermentowania masy.
Po tym czasie wlewamy wódkę, starannie mieszamy i odcedzamy. Uzyskany płyn znów odstawiamy na dwa - trzy dni do lodówki (lub w jakieś chłodne miejsce, nie musimy już tak bardzo uważać na fermentację. Przy tym stężeniu alkoholu ona po prostu już nie nastąpi).
Ostatni etap produkcji budzi największe dylematy. Teoretycznie powinno się wyciągniętą z lodówki nalewkę przefiltrować i zabutelkować. Byłoby to rzeczywiście zgodne ze sztuką i obyczajem. Jest jednak mały problem i wcale nie chodzi tu o długi czas filtrowania (bo idzie ono dość opornie). Z tym można sobie poradzić. Sęk w tym, że nalewka mętna jest bardzo smaczna, mocno malinowa, choć też wyraźnie alkoholowa (moc waha się ok. 28%). Po przefiltrowaniu wygląda bardzo ładnie, ale smak i aromat są zdecydowanie zubożone.
Dlatego można przyjąć jeden z trzech wariantów postępowania:
1. Nalewkę mimo wszystko filtrujemy i butelkujemy.
2. Nalewki nie filtrujemy, butelkujemy i pamiętamy, by przy każdym nalaniu do kieliszka wstrząsnąć (wygląda to tak, jak na zdjęciu powyżej). Uzyskujemy zatem coś w rodzaju polskiej margarity malinowej.
3. Nalewkę zlewamy, odstawiamy i za dwa miesiące ściągamy znad osadu sprawdzając, jak smakuje. Jest bardzo prawdopodobne, że po tym czasie smak i aromat z osadu przenikną do klarownego alkoholu.
Najlepsze wydaje mi się trzecie rozwiązanie. Nawet jeśli alkohol nadal pozostanie nieco jałowy, to najwyżej nie zlejemy go znad osadu i powrócimy do wariantu 2. Natomiast jeśli jego smak i aromat poprawią się, możemy go spokojnie ściągać i cieszyć się klarowną i smaczną nalewką.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz