Jestem z urodzenia mieszczuchem, a moja rodzina (tak od strony matki, jak ojca) niewiele ma wspólnego ze wsią. Jednak z czasów dzieciństwa i wakacji pamiętam słoje z wiśniami stojące na parapetach wiejskich chałup. Na ogół stawiały je tam starsze kobiety, obskubujące wcześniej rosnące przy domu wisienki i nastawiające typowo babciną nalewkę: słodką, intensywną w smaku i mało alkoholową. Dlatego taki widok zawsze kojarzy mi się z babcią na wsi, której nigdy nie miałem.
Ten sposób robienia nalewki zasadniczo odbiega od dotąd prezentowanych. Polega on na doprowadzeniu owoców do fermentacji i zalaniu ich alkoholem dopiero gdy ona nastąpi. Taka metoda nie była dotąd prezentowana na blogu, w przedstawianych przepisach zalewanie alkoholem na ogół następowało dość szybko i nie było mowy o doprowadzaniu do fermentacji i czekaniu, aż ona się skończy. Jest to sposób dużo bardziej bezpieczny i przewidywalny, ponieważ alkohol niszczy dzikie drożdże i inne drobnoustroje (np. zarodniki pleśni), więc dużo trudniej o jakąś niemiłą niespodziankę w rodzaju spleśniałych owoców w syropie cukrowym. Do tego fermentacja dzikich drożdży jest trochę nieprzewidywalna, bo nigdy nie wiadomo, jaki ich rodzaj bytuje na owocach, więc smak tego alkoholu jest w zasadzie ruletką.
Jednak, wziąwszy pod uwagę te wszystkie zastrzeżenia, warto sprawdzić ten "babciowy" przepis, bo skoro przez tyle lat był praktykowany, to zapewne są ku temu jakieś powody.
Do nalewki potrzebujemy:
1 kg wiśni
0,5-0,7 kg cukru
spirytusu
Niedrylowane wiśnie przesypujemy warstwowo cukrem w dużym słoju. Na wierzch sypiemy dodatkową, grubą warstwę. Słoja nie zamykamy, ale nakładamy na niego potrójnie złożoną warstwę gazy, obwiązujemy sznurkiem lub gumka i wystawiamy na nasłoneczniony parapet na 4 tygodnie.
Po tym czasie zlewamy powstały syrop do butelek i odstawiamy w ciemne, chłodne miejsce. Wiśnie zaś zalewamy taką ilością spirytusu, by je przykryła. Po trzech miesiącach zlewamy nastaw i łączymy z wcześniej uzyskanym syropem. Po kolejnym kwartale nalewka nadaje się do picia.
Hej a dlaczego wisnie zaczęły mi fermentowac po 3 dniach
OdpowiedzUsuńNic dziwnego, owoce zwykle nie potrzebują wiele czasu, by fermentować, a w tym przepisie o to chodzi. Więc nic złego się nie dzieje, za jakieś 4 tygodnie ta fermentacja ustanie.
UsuńWitam!
OdpowiedzUsuńNa wstępie chciałbym pogratulować świetnego bloga :)
Natomiast odnośnie naleweczki, chodzi o to, że gruba warstwa cukru na wiśniach się rozpuściła i czy powinienem dosypywać cukru tak aby wiśnie były nim cały czas przykryte. Od wstawienia nastawu minął tydzień.
Pozdrawiam
Cukru można dosypać, choć nie jest to konieczne. natomiast uczuliłbym na przykrycie naczynia bardzo szczelnie gazą. Muchy potrafią odnaleźć najmniejszą nieszczelność. A potem wychodzi z tego... larwówka...
UsuńWitam, a czy jest ryzyko, że zacznie to pleśnieć? Co wtedy?
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Jak zapleśnieje, to już nic, trzeba wyrzucić, bo pleśnie są grzybami, które toksynami zatruwają całe pożywienie, na którym żyją. Dlatego ściąganie 'białego aksamitu' jest rozwiązaniem bezcelowym. Zapleśnienia można uniknąć mocno zasypując wiśnie cukrem. Wtedy działa on konserwująco. Należy uważać także na muszki (np. owocówki). Jeśli nie zasłonimy owoców wystarczająco gęstą warstwą gazy, możemy być pewni, że w ciągu dwóch tygodni wiśniówka zmieni się w... larwówkę.
UsuńWitam. Miałem ten problem- mnóstwo larw w fermentującej wiśniówce, jednak zdecydowałem się na usunięcie ich ,następnie zalałem nastaw spirytusem a przy butelkowaniu dodatkowo przecedziłem. Wiśniówka leżakuje już kilka miesięcy jednak mam pytanie- czy będzie się w związku z tymi larwami nadawała do picia??
UsuńJa bym nie pił. Nie wiem, czy byłaby szkodliwa. Chyba nie. Ale przeszkadzałaby mi myśl o tych larwach :)
UsuńMożna pozbyć się tych problemów po prostu odwracając kolejność - zalać najpierw spirytusem, a dopiero po zlaniu spirytusu, owoce zasypać cukrem. Fermentacja owoców nie jest do niczego potrzebna, a jedynie może stwarzać problemy. W ten sposób powinno się wytarzać wszystkie nalewki z owoców - najpierw spirytus, który wyciągnie wszystko co potrzeba i zakonserwuje owoce, a dopiero potem cukier, który dodatkowo wyciągnie pozostały po zlaniu spirytus.
OdpowiedzUsuńOczywiście, tyle, że specyfika tego przepisu (dość ryzykownego zresztą) polega właśnie na zasypaniu cukrem świeżych owoców i dopiero późniejszym ich zalaniu alkoholem.
Usuń