Z nalewką porzeczkową na whisk(e)y sprawa jest o tyle problematyczna, co pouczająca. Ten przypadek jest potwierdzeniem mądrości nakazującej sprawdzić przepis przed jego opublikowaniem. Reguły, o której Jan Rogala najwyraźniej zapomniał publikując w swojej książeczce Nalewki zdrowotne (omawianej zresztą w moim blogu) przepis, o którym dzisiaj piszę.
Sama receptura jest na tyle prosta i zwięzła, że opublikuję ją w całości. Otóż, we wspomnianej książce na stronie 56 natrafiamy na następującą instrukcję: Nalewka czarna porzeczka z whisky. Z dojrzałych czarnych porzeczek pozbawionych szypułek i ogonków wycisnąć litr soku. Przefiltrować go przez bibułę co najmniej dwa razy, aby był klarowny. Sok zagotować z ćwierć kilogramem cukru i trzema goździkami. Wystudzić. Dolać 1,5 litra whisky. Dobrze wymieszać. Przefiltrować jeszcze raz, rozlać do butelek i szczelnie je pozamykać. Odstawić w miejsce ciemne i chłodne. Trzymać co najmniej przez pół roku. Tyle Jan Rogala. Przepis postanowiłem zrealizować korzystając z tego, że obecnie można u nas kupić w miarę tanie blendy, więc koszt eksperymentu nie był zawrotny. Jednak w praktyce podzieliłem podane wielkości na pół i do produkcji wziąłem:
1 kg czarnych porzeczek (wyszło 1/2 litra soku)
0,7 l whisky (Grant's)
120 g cukru
2 goździki
Pierwszy problem pojawił się już przy wcielaniu w życie pierwszego zdania receptury. Konia z rzędem temu,
kto (nie posiadając sokowirówki lub przynajmniej prasy do owoców) wyciśnie sok z czarnych porzeczek.
Ja najpierw pogniotłem je drewnianym tłuczkiem, a następnie przeciskałem przez starą powłoczkę na poduszkę. Kosztowało mnie to wiele trudu, ponieważ sok z czarnych porzeczek jest gęsty od pektyn i w rzeczywistości ma niewiele wspólnego z klarownym sokiem z kartonu, jaki możemy kupić w każdym sklepie spożywczym. Dalej było tylko trudniej - jak zapewne sami rozumiecie, sok, który ledwie da się przecisnąć przez korę (tkaninę, a nie wierzchnią warstwę drzewa ;)) nie da się przefiltrować przez bibułę filtracyjną (i to dwukrotnie!). W efekcie cel został osiągnięty częściowo (uzyskałem gęsty, zupełnie nieklarowny sok), ale kuchnia wyglądała jak po świniobiciu.
Gotowanie z cukrem i goździkami przebiegło dość łatwo, podobnie, jak wymieszanie z whisky. Tylko przecedzenia przez sito ponownie stanowiło problem, gdyż cała nalewka konsystencją nie przypomina w niczym trunku, ale... rzadką galaretkę (widoczna na pierwszym zdjęciu w tym wpisie).
Jednak - i tu przechodzę do zdecydowanych pozytywów - mimo, że trunek (?) ten jest tuż po przygotowaniu i nie odstał jeszcze wymaganego czasu, smakuje po prostu wybornie. Czuć jeszcze w nim pewien brak harmonizacji, ale kwaskowatość i aromat czarnych porzeczek doskonale współgra z goryczką whisky i myślę, że z czasem te dwa wątki będą się coraz lepiej przenikać. Tyle, że trudno efekt końcowy nazwać nalewką. W tym przypadku mamy raczej do czynienie z BARDZO smaczną alkoholową galaretką (i to o niebagatelnej mocy ok. 30%). Można ją zatem wykorzystać w deserach (np. lodowych), ale tylko dla dorosłych.
Mimo, że jeszcze nie była dojrzała, użyliśmy z Przyjaciółmi tej nalewki do deseru kłodzkiego: na naleśniki nakładaliśmy bitą śmietanę, posypywaliśmy ją jagodami, malinami i kwiatem mięty, a następnie składaliśmy na pół i delikatnie zraszaliśmy nalewką. Niebo w gębie - deser tak prosty i tak dekadencki zarazem...
idealna do tortów! ależ mi smaku narobiłeś taką galaretką - mniam!
OdpowiedzUsuńZatem do dzieła! :)
UsuńŻeby z czarnej porzeczki wycisnąć sok, należy zasypać je cukrem i odstawić w ciepłe miejsce. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńTeż miałam porzeczkową galaretkę. Eksperymentalnie potraktowałam ją pektopolem i TROCHĘ pomogło ;) pozdr.P
OdpowiedzUsuń