Translate

czwartek, 3 lipca 2014

Cherry bounce



 Dziś zadzwoniła do mnie Hania, która nie owijała sprawy w bawełnę: mam wiaderko wiśni, może jesteś zainteresowany? Byłem, choć wiadomość trochę mnie zaskoczyła. Wydawało mi się, że wiśnie jeszcze nie dojrzały. Zastanawiając się, do czego mogę je wykorzystać, przypomniałem sobie niedawno przeczytany przepis na cherry bounce.
Jest to napój alkoholowy bardzo popularny w Ameryce Północnej na przełomie XVIII i XIX wieku. Według legendy był to ulubiony trunek George'a Washingtona. Pod wieloma względami przypomina on typowo polskie nalewki - do jego produkcji wykorzystuje się owoce, cukier i miejscowy alkohol (czyli whisky), zaś nastaw musi stać przez kilka miesięcy aby osiągnąć odpowiednią dojrzałość.
Receptura, którą wykorzystałem pochodzi z książki Elize Leslie Directions for Cookery in its Various Branches wydanej w 1840 roku, choć nie naśladowałem jej w pełni, dostosowując do polskich warunków.

Do cherry bounce potrzebujemy:

1 kg dojrzałych, soczystych wiśni
1 l whisky
250 g cukru

(daje to około 1,5 l napoju)

W przepisie zalecano jeszcze dorzucenie dojrzałych owoców  morellas (morella caroliniensis) - okazałego krzewu rosnącego we wschodnich i południowych stanach USA, ale z powodów logistycznych nie dysponowałem nimi. Poza tym w innych przepisach sprawdziłem, że praktykuje się wytwarzanie cherry bounce bez tego dodatku, co ostatecznie uspokoiło moje sumienie.
Wiśnie należy przebrać, odrzucić nadpsute bądź spleśniałe. Najlepiej wybrać te najciemniejsze i najbardziej dojrzałe.
Następnie należy je rozgnieść drewnianym tłuczkiem na jednolitą, mocno soczysta masę. Przepis zaleca także rozgniecenie pestek, ale z tym bym się powstrzymał. Z nierozgniecionych do nastawu i tak przeniknie kwas pruski. Rozgniecione oddadzą go więcej, a nie jest to dodatek obojętny dla naszego zdrowia.
Do miazgi dodajemy cukier, mieszamy i zalewamy whisky.

 Do tego celu użyłem mieszaniny trzech blendów: Ballantines, Glen Silver i Johnny Walker Red Label, Akurat takie miałem pod ręką w napoczętych butelkach i postanowiłem je zużyć. Nie oznacza to, że inne whisky nie wchodzą w grę. warto jednak zastanowić się nad wlaniem alkoholi o dymnym czy torfowym posmaku, bo może on zepsuć efekt końcowy nalewki.
Tak uzyskany nastaw przelewamy do dużego słoja i umieszczamy  w ciemnym miejscu na trzy miesiące. Przez pierwszy miesiąc należy często (najlepiej codziennie) wstrząsać słojem. Później można tego zaniechać.
Po upływie tego czasu nalewkę cedzimy, filtrujemy i butelkujemy. Nadaje się już do picia, ale jeśli jeszcze trochę postoi, będzie lepsza.
Jest to naprawdę bardzo smaczna nalewka. Whisky dobrze współgra z wiśniami i w efekcie uzyskuje się niezwykłą głębię smaku. Jeśli macie w domu zbędną whisky, za którą być może nie przepadacie, warto ją w ten sposób przekształcić.

3 komentarze:

  1. Hej mam właśnie zbędnego Johnny w domu tylko problem z wiśniami, czy mogły by być takie z słoika z kompotem ze sklepu zostały mi też :)?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Można tak spróbować, ale pewnie wtedy trzeba by zrezygnować z cukru, bo kompot pewnie jest słodzony.

      Usuń
    2. Można dodać spirytusu, ale stopniowo, porcjami. I po każdej trzeba spróbować, jaki jest efekt. Ewentualnie zamiast czystego spirytusu można dodawać whisky wzmocnionej spirytusem. Wtedy nie ma ryzyka, że osłabnie aromat szkockiej.

      Usuń