Przed niespełna dwoma tygodniami publikowałem przepis na nalewkę z owoców dzikiej róży. Przy okazji warto jest wspomnieć o pewnej etnograficznej ciekawostce, jaką jest żenicha stanowiąca jej wariant.
Przepis znalazłem w książce Hanny Szymanderskiej prezentowanej na blogu we wrześniu (kilkanaście dni po tym wpisie, ta Autorka książek kucharskich zginęła w wypadku samochodowym...). Był tam przedstawiany jako typowo kresowa receptura związana z obyczajami zaręczynowymi.
Jednak Kresy to region jednolity jedynie w naszym współczesnym wyobrażeniu. W rzeczywistości był on bardzo zróżnicowany. Stąd interesowało mnie, dla jakiej części tego obszaru żenicha była napojem charakterystycznym. Przewertowałem więc posiadaną literaturę przedmiotu i nic. Przejrzałem internety i jeszcze większe nic. Wprawdzie na kilku stronach znalazłem wzmianki o tym trunku, ale praktycznie nie wychodziły one poza informacje publikowane przez Szymanderską. Na razie więc wiem tylko tyle, że Poleszucy żenichy nie znali. Tak przynajmniej informuje Józef Obrębski w swojej monografii Polesie. Do tego w zwyczaju było picie jej w niewielkich kieliszkach. No i oczywiście, gdy kandydat na męża nie spodobał się ojcu panny, żadna żenicha na stół nie wyjeżdżała.
Jednak zanim kawalerowie mogli zacząć starania, należało nalewkę nastawić. Potrzeba do tego:
1 kg przemrożonych owoców dzikiej róży
kilku goździków
łyżeczki suszonej mięty
łyżeczki suszonego rumianku
2 szklanek spirytusu
2 szklanek wódki
2 szklanek miodu
3 szklanek przegotowanej wody
Przemrożone owoce wsypujemy do słoja. Hanna Szymanderska radziła ponakłuwanie ich, ale jest to praca iście Syzyfowa. Ja proponuje inną metodę: gdy owoce odtają, dobrze jest je ponadgniatać tłuczkiem do kartofli. Wówczas popękają i oddadzą do nastawu więcej smaku i aromatu
Do owoców dorzucamy goździki, miętę i rumianek. Mogą być apteczne, choć wiadomo, że najlepsze są z własnego ogródka. W tym roku nasuszyłem sporo tych ziół. Cóż z tego, skoro cały zapas rumianku pozostał na wsi. Trzeba było i tak wybrać się do apteki.
Całość zalewamy spirytusem. Szymanderska radzi dać trzy szklanki, ale, jak już pisałem wcześniej, uważam, że takie zalewanie owoców jest błędem (co zresztą potwierdza również wspomniana Autorka), więc dwie szklanki spirytusu rozcieńczyłem szklanką wody i dopiero wtedy wlałem do słoja.
Naczynie zamykamy i odstawiamy na 5 - 6 tygodni. Co kilka dni należy nim energicznie wstrząsać. Po tym czasie nastaw zlewamy i dodajemy do niego dwie szklanki wódki. Miód rozprowadzamy dwiema szklankami wody i doprowadzamy do wrzenia. szumujemy, czekamy aż przynajmniej nieco ostygnie i wlewamy do niego alkohol. Następnie filtrujemy i butelkujemy.
Żenicha powinna dojrzewać przynajmniej 3 miesiące.
W tamtym roku zrobiłem nalewkę z owoców z dzikiej róży na samym cukrze i wydłubałem pestki, nalewka wyszła całkiem smaczna. Dlatego zastanawiam czy pestki będą miały wpływ na smak nalewki?
OdpowiedzUsuńZ tego, co wiem, mogą nadawać lekkiej goryczy. Ale w żadnym przepisie na nalewkę z dzikiej róży nie spotkałem się z zaleceniem usuwania pestek. W przypadku wina - owszem.
Usuńspróbuję bez wydłubywania. 2 przepisy mam z wydłubywaniem pestek, a 2 z nakłuwaniem. Kiedyś dorwałem taki poradnik "100 najlepszych przepisów na domowe nalewki" wydane przez czasopismo murator, bardzo ciekawe przepisy są w nim. Generalnie wydłubywania nie polecam, chyba, że ktoś jest bardzo cierpliwy i ma dużo czasu.
OdpowiedzUsuńTak, to naprawdę żmudna robota.
Usuń