Translate

czwartek, 22 stycznia 2015

Kilka słów przestrogi


Być może dzisiejszy post powinien być chronologicznie pierwszym na moim blogu, a nie dziewięćdziesiątym którymś z kolei. Być może przykry temat, który dziś poruszę, powinienem był zasygnalizować wcześniej. Być może jego przemilczenie (pominięcie) ściągnęło na moich Czytelników poważne problemy i trudności rodzinne. Mam jednak nadzieję, że mimo wszystko nie jest jeszcze za późno.
(UWAGA drastyczne zdjęcia!)

Nalewki są w Polsce otoczone nimbem czcigodnej Tradycji, szlacheckich dworków z gankami wspartymi na pękatych kolumienkach, rodowych tajemnic strzeżonych przez kolejne pokolenia Pań domu. Któż z nas nigdy nie miał podobnych skojarzeń? Każdy, przynajmniej przez moment, a jeśli ktoś zaprzecza, to albo znaczy, że albo nie jest do końca szczery, albo ma kiepską pamięć. Przyrządzanie nalewek postrzegane z tego punktu widzenia staje się niemalże rytuałem przypominającym dawne czasy i wskrzeszającym szlachetną przeszłość. A do tego daje poczucie pewnej wyjątkowości, zwłaszcza w czasach, gdy wszędzie dominuje produkcja przemysłowa, anonimowa, zestandaryzowana, uregulowana szczegółowymi normami i na wielką skalę.

 I tak to się zaczyna. Nowicjusz zainteresowany nalewkami znajduje recepturę i wprowadza ją w życie. Tak powstaje jego pierwsza własna nalewka. Doskonale pamiętam ten moment. Było późne lato 2001 roku, gdy filtrowałem własnoręcznie zrobioną imbirówkę. Trzy półlitrowe butelki stały na kuchennym stole, trunek był to przepyszny, a ja nie mogłem nie pękać z dumy. To powodzenie rozpaliło moje ambicje i już niebawem nastawiłem kolejną - tym razem orzechówkę. Później pojawiła się pierwsza książka z przepisami i procesu nie dało się zatrzymać.

Dobrze, zapyta ktoś, ale gdzie tkwi problem? Właśnie w powodzeniu i udanych wyrobach. Bowiem przy wytwarzaniu nalewek bardzo łatwo uruchomić mechanizm o nazwie W Przyszłym Roku Trzeba Nastawić Więcej. Ten podstępny syndrom powstaje w momencie, gdy degustujemy dojrzałą nalewkę i bardzo nam ona smakuje. Do tego bliżsi i dalsi krewni i znajomi wyrażają swoją aprobatę. Starsze ciotki moczą w kieliszkach ukarminowane dzióbki i mlaskają z ukontentowaniem. Młodsi wujowie wychylają kieliszki jednym haustem (profani!) i zaraz proszą o dolewkę. W tym momencie w głowie rodzi się straszna myśl: Czemu nastawiłem/am tak mało?! Przecież to półtora litra rozejdzie się błyskawicznie! W przyszłym roku trzeba nastawić więcej. Przyjaciółko tudzież Przyjacielu! Właśnie wtedy padasz ofiarą tego zdradliwego syndromu i musisz przygotować się na liczne niedogodności.


Są one nieubłaganą i logiczną konsekwencją naszego postanowienia oraz sposobu wytwarzania nalewek. Jak wiadomo, muszą one w spokoju dojrzewać przynajmniej kilka tygodni, jeśli nie miesięcy. Potrzebują zatem miejsca. Dobrze. Te kilka butelek zawsze gdzieś się zmieści, w ostateczności upchnie w jakimś zakamarku. Jednak dobrych nalewek jest całkiem sporo, zwłaszcza, gdy nadchodzi sezon owocowy. W maju zajmujemy się nalewką truskawkową. Później przychodzi czas na porzeczki, maliny, wiśnie. Wraz z pełnią lata pojawiają się morele, a później,w początkach jesieni śliwki i gruszki. My zaś stajemy przed dylematem: albo w tym roku nie zrobię nalewki i będę czekać cały rok na następną okazję, albo mimo wszystko nastawię, ale muszę liczyć się z zacieśnieniem przestrzeni życiowej. I co? Nie wiem, jak Czytelnicy, ale ja z reguły wybieram to drugie rozwiązanie.

Na efekty (widoczne na zdjęciach) nie trzeba czekać długo. Już po kilku miesiącach takich działań miejsce przeznaczone na przechowywanie/dojrzewanie nalewek jest zapełnione i trzeba szukać następnego. Jeśli się je znajdzie (np. w piwnicy czy garażu u teściów), to pół biedy (o ile piwnica jest bezpieczna a teściowie nie mają nic przeciwko). Gorzej, jeśli nie ma takich możliwości. Wówczas trzeba upychać flaszki gdzie popadnie: w i na szafkach kuchennych, w garderobie, między naczyniami, butami, koszulami. Rodzina początkowo robi dobrą minę do złej gry, później coraz częściej narzeka. Trudno jej się dziwić, skoro praktycznie w każdym kącie mieszkania stoją jakieś butelki.

Tym niemniej uważam, że uzyskanie dobrej nalewki jest warte tych niedogodności. Bo gdy wydobędzie się ją z czeluści szafy, przeleje do karafki, a z niej do kieliszków, spojrzy na barwę i refleksy światła, poczuje aromat, a później smak, wszelkie uciążliwości będą nagrodzone.

16 komentarzy:

  1. "W przyszłym roku trzeba nastawić więcej." Właśnie tak to działa Szanowny Panie Kolego (jeśli mogę sobie pozwolić na takie spoufalanie się ;)). Przygodę z nalewkami rozpocząłem w 2013r. Wzrost w 2014r. ? 150%. Aż boję się pomyśleć co będzie w roku bieżącym. Ale jakże kuszący jest ten strach.
    Ps. Na brak miejsca narazie nie nażekam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam. Mam do Pana pytanie związane z tematem. Posiadam obszerną, doskonale zachowaną ziemiankę z pierwszej połowy poprzedniego wieku i chciałbym dowiedzieć się czy mogę trzymać w niej gotowe nalewki. Jak do tej pory mieszczę się z moimi wyrobami w domu, od jakiegoś czasu chodzi mi jednak po głowie myśl aby w owej ziemiance urządzić coś w rodzaju piwniczki. I jeszcze drugie pytanie: czy nalewka po pewnym czasie traci zdolność do spożycia, czy może jest tak jak z winem, to znaczy, że może leżeć latami.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O budowie takiej ziemianki na wiejskim siedlisku od jakiegoś czasu myślę, tyle że siedlisko ma tendencję do podmakania, co utrudnia to przedsięwzięcie. Taki loszek może być bardzo dobrym miejscem przechowywania nalewek o ile zimą temperatura nie spada tam poniżej zera i o ile nie ma tam dużej wilgotności (przekraczającej 50-60%). Jeśli te dwa warunki zostaną spełnione, trudno znaleźć lepsze miejsce magazynowania nalewek. Ogólnie rzecz biorąc są one trwalsze od wina, ponieważ przed zepsuciem chroni je większe stężenie alkoholu. Tym niemniej trzeba pamiętać, by: 1. nie wystawiać nalewki na światło (psuje ono barwę), 2. nie przemrażać (nalewka wprawdzie ciężko zamarza, ale substancje aromatyczne często wytrącają się po przemrożeniu w formie osadu), 3. unikać temperatury wyższej niż pokojowa (20-25*C). Taka ziemianka może zapewnić właśnie takie warunki.
      Ale Panu dobrze... :)

      Usuń
    2. Zazdroszczę :)

      Usuń
  3. Witam, teraz widzę że i ja wpadłem w ten wir produkcji (nastawu) coraz to nowych nalewek.
    Od dobrych 10 lat nastawia i co roku więcej i więcej, bo znajomi bo rodzina.
    Mnie też brakuje miejsca, szczerze zazdroszczę piwniczki.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziękuje za słowa przestrogi, jestem początkujący w tym temacie, ale widzę, ze temat poważny i rodzący poważne konsekwencje.

    PS. tak jak u przedmówców szafeczka na to przeznaczona, też już jest zapełniona...

    Pozdrowienia.

    OdpowiedzUsuń
  5. pokaże ten post mojej Żonie. Chyba nie pomoże mi w dalszej produkcji nalewek (szykuję się na wiosnę i na nalewki kwiatowe) ale przynjamniej moja ukochana będzie wiedziała, że nie tylko ona ma problem z butelkami i słojami stojącymi w każdym pomieszczeniu mieszkania... :-)... Zazdroszczę Panu z powyższego posta tej ziemianki, aż sam się zastanawiam czy gdzieś sobie takiej nie wykopać (mieszkam w Warszawie, więc sprawa nie jest prosta)... :-)

    OdpowiedzUsuń
  6. Panowie! Na te Wasze wywody jest tylko jedna przestroga ! Od kiedy PRZYJACIELA wynosi się do piwnicy ,lochu ,ziemianki .Dla takiego przyjaciela - nalewkę miejsce musi(!) być na honorowym miejscu.Zamiast budować byle jakie ziemianki to może kupić większe mieszkanie ,żona niech się wyprowadzi,itp.Skończmy z mitami ,że koniecznie nalewka musi być w piwnicy, w zimnie.To nie jest wino.Każdy przepis nalewki kończy się jednym "...i wynieś do piwnicy".A jak nie wyniosę nalewki do piwnicy, bo jej nie mam, to wyjdzie mi gorsza albo jej mam nie robić?? Przepisy są upiększane przez autorów którzy nie mają pojęcia o nalewkach i to jest szkodliwe dla samej nalewki.Przeważnie każdy dwór czy też obecnie domek jednorodzinny był podpiwniczony i chyba normalne ,że w tych miejscach się magazynuje wyroby.Każde mieszkanie w bloku posiada piwnicę i jak jest w niej porządek to i na przyjaciela znajdzie się miejsce na półkę.Rada jest jedna- nie rozdrabniajcie się w małe opakowania.Zrobione 10l to niech będzie w słoju 10l a nie w 20 butelkach różnej maści,nie pomytych z etykiet i nalepek akcyzowych.Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ba, tyle że łatwiej znaleźć te 20 butelek, niż zablokować sobie 10 litrowy słój.

      Usuń
  7. Witam, mam pytanie nieco z innej beczki a raczej słoika... tudzież butelki. Jako początkujący producent zakupiłem kilka dużych słojów oraz garść eleganckich butelek by z należytym szacunkiem potraktować efekt końcowy i choć faktem jest ich ekspansywny charakter na wolnych półko-przestrzeniach w kuchni to bardziej martwi mnie efektywny sposób ich sterylizacji, jako że pierwsze butelkowanie już za dwa księżyce. Nie ukrywam, że chciałbym pominąć wszelką dostępną specjalistyczną chemię. Liczę na porady od bardziej doświadczonych hobbystów po fachu.

    Pozdrawiam
    Michał

    OdpowiedzUsuń
  8. Nalewki są o tyle łatwiejsze od wina, że większe stężenie alkoholu dobrze chroni je przed zepsuciem. Butelki wystarczy wymyć płynem do mycia naczyń i dobrze wypłukać.

    OdpowiedzUsuń
  9. Dla spokoju ducha można przepłukać wrzątkiem.

    OdpowiedzUsuń
  10. Panie, panie, nie strasz mnie pan! Jak to w Przyszłym Roku Trzeba Nastawić Więcej? Zacząłem w grudniu zeszłego roku, a już mam 60, może 70 dojrzewających butelek i około 15 słoików (z których będzie kolejne z 50 butelek). A to dopiero kwiecień! Eeehh...
    Ma ktoś jakąś piwnicę do sprzedania? :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Oj tam , oj tam
    jest to dobry powód , aby się zmotywować i wy...ć te wszystkie przydasie z piwnicy !!!
    Właśnie nastawiłem truskawkówkę i zabieram się do porządków w piwnicy .
    Pozdrawiam wszystkich "nastawiaczy"

    OdpowiedzUsuń
  12. Niestety cala prawde pan napisal. Ja zaczelam w tym roku od nalewki z platkow akacji. No i oczywiscie worek sie rozwiazal. Czarna porzeczka, wisnia, jezyna. Teraz mam chrapke na imbirowke i z grejfrutow. Czy to juz uzaleznienie :D
    Pozdrawiam ,,tworcow,,

    OdpowiedzUsuń